Page 92 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 92

– No to już niebawem będziesz jednym z moich ludzi!
             – Dlaczego już niebawem? – zapytał Jankew.
             – Już niebawem… ponieważ nie jestem chasydem, ani też oczywiście nie
           jestem misnagdem. Nie potrzebuję rebego ani rabina, aby byli drabiną pomiędzy
           mną a Stwórcą. Nawet synagogi, ani minjanu  też mi nie potrzeba. Tam, gdzie
                                                52
           stoję, jest moja synagoga, a to, co mnie otacza to mój minjan, rozumiesz? Bo
           jak gadam ze Stwórcą, to nie postrzegam go jako świetlistego anioła na tronie
           chwały. Ponieważ wówczas odjęłoby mi mowę. Słyszałeś już, aby chłop, cham,
           rozmawiał z carem Mikołajem, nie przymierzając, w jego najbardziej sekretnym
           miejscu? Nie. Ja też nie. Więc kiedy rozmawiam sobie z Nim, robię to w sposób
           dla siebie dogodny. Postrzegam go jako Żyda, na przykład takiego, który chodzi po
           wsiach i handluje, nosząc swój własny bagaż trosk na plecach. A gdy przechodzi
           obok kuźni, witam go i obaj opowiadamy sobie o tym, co nam leży na sercach.
           I mnie, i jemu robi się wówczas lżej, paniatno ?
                                                53
             Jankew często miewał ochotę zadać Joelowi te wszystkie pytania, które go
           dręczyły. Ale teraz, w tej chwili, wydawały się nieważne. Po co burzyć mętne
           wody dnia wczorajszego, minionej godziny – jeśli wszystko, nawet zawiłe związki
           pomiędzy rozmaitymi rzeczami i sprawami, tutaj wydawały się proste i jasne –
           znośne. Główny sens bycia tu, w kuźni, tkwił w odczuwaniu obecności Joela,
           przez co lepiej odczuwało się siebie samego. Kiedy Joel był w pobliżu, czuło się
           lepiej każdą rzecz, całe otoczenie. Tu, obok niego, każda rzecz była i pytaniem,
           i odpowiedzią.
             Jankew przypuszczał, że Joel skrywał głęboko w sobie wiele straszliwych
           wspomnień. Ponieważ jego radość i żądza życia nie były z gatunku lekkich. Wręcz
           przeciwnie. Były przepełnione jakimś ciężarem – i w ogóle nie miały związku ze
           zwykłą beztroską. Pochodziły z głębi. Jakby były przekute w wewnętrznej kuźni
           cierpień. Może dlatego poruszały tak głęboko Jankewa, sięgając korzeniami jego
           własnych cierpień. Śmiech, słowa, niguny Joela były jak płomień, który wydostaje
           się przez szpary piekielnego pieca.
             Mała, na wpół zapadnięta i zbutwiała chałupa Joela, która stała obok kuźni,
           miała tylko jedną ciemną alkowę z małym okienkiem. Zaraz za nią wystawały
           z ziemi rzędy cegieł, wyznaczając dwa wielkie czworokąty na powierzchni gęstej
           trawy, która rosła pomiędzy nimi i wokół nich. Były znakiem, że tutaj kiedyś stał
           dom. Teraz wyglądały jak dwa wielkie, opuszczone groby.
             Ciekawski Abraszka zapytał o to Joela.
             – Tak – mruknął Joel. – Przed laty miałem tutaj dom.
             – A co się z nim stało? – nalegał Abraszka.


           52   Minjan – wymagana w judaizmie przy czytaniu Tory czy odmawianiu Kadiszu liczba dziesięciu doro-
             słych mężczyzn (powyżej 13 lat).
     92    53   Paniatno (ros.) – rozumiesz.
   87   88   89   90   91   92   93   94   95   96   97