Page 97 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 97

Abraszka i usiadł na przyzbie obok niego i Jankewa.
                – Odłóż to z powrotem! – polecił Joel.
                Abraszka spojrzał na niego ze zdumieniem.
                – O co chodzi, Joelu?
                Joel od razu zmiękł i ton jego głosu uległ zmianie.
                – Rozumiesz, Abraszko – potargał mu czuprynę, zrzucając przy okazji jego
             jarmułkę, po czym podniósł ją, oczyścił i ponownie założył mu na głowę. – Rozu-
             miesz… do raju może dostać się tylko ten, kto zjadł swoją porcję chleba i mięsa.
             – Wyjął księgę z rąk Abraszki i wetknął ją między kolana. – A po drugie – dodał
             – będziemy studiować innym razem.
                Siedzieli w milczeniu. Joel nucił melodię jakiegoś nigunu. Abraszka oddalił
             się powoli i usiadł nieopodal obu mężczyzn, przy kupce gliny, którą Joel wykopał
             i zwilżył dla niego. Chłopiec zaczął ugniatać kawałki gliny, formując z niej figurki.
             Jankew, który tak dobrze umiał wyczuć jego nastroje, obserwował go z boku.
             U kowala Abraszka miał zawsze dobry humor, ale przecież dziś był więcej zamy-
             ślony niż zwykle.
                Joel bawił się zamkniętą księgą, która leżała na jego kolanach. Jego wzrok
             sięgał daleko ponad polami ku traktowi.
                – Ja… – mruknął – ciekaw jestem, jak tam jest… tam, w krainie Pieśni nad
             pieśniami. Jestem ciekaw miasta Jerozolimy… Ciekaw jestem, jak się czuje Żyd,
             który tam spogląda na karty Gemary… czy Tanachu.
                – Jak się tam studiuje Pieśń nad pieśniami, co? – podchwycił Jankew.
                – Dziwne… – Joel zmarszczył gęste czarne brwi. – Jak całe pokolenia mogą
             tęsknić do ziemi, której nigdy nie widziały na oczy? To chyba krew tęskni… Może
             krew ma pamięć?
                – Dopiero tam czułbyś się dobrze jak w domu, co, Joelu? – Jankew uśmiech-
             nął się tęsknie.
                Joel pokręcił głową.
                – Co ja tam wiem, jakbym się czuł, człowieku? Przecież tęsknię, rozumiesz,
             nie do dziwnej, rodzinnej ziemi, lecz do ziemi, która rozpościera się we mnie,
             w moim sercu i umyśle, w wyobraźni.
                – Czy nie można sobie więc wyobrazić – pytał dalej Jankew – że gdy tam
             przybędziesz… przybędziesz do tej samej ziemi, która rozpościera się w twoim
             sercu i umyśle? Wiesz, zdarza się, kiedy wszystko we mnie jest spokojne, że
             to, co na zewnątrz, wydaje mi się odpowiedzią na to, co jest we mnie. Chcę
             powiedzieć… Weź na przykład takiego Abraszkę. Lepi teraz coś z gliny. To, co
             wyjdzie, będzie materią uformowaną z… wyobraźni. Rozumiesz? Czasami nocą,
             kiedy wyglądam przez okno, to, co na zewnątrz, nie wydaje mi się materią, lecz
             odbiciem mojej wyobraźni.
                – A ja… – mruknął Joel – czasami widzę wszystko jakby było i niematerialne,
             i materialne, ani to, ani tamto. Nic, nicość…
                – Ale wiesz, co myślę? – zapytał Jankew.                           97
   92   93   94   95   96   97   98   99   100   101   102