Page 94 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 94

wozami, Abraszka układał fantastyczne budowle z kawałków rupieci i starych
           kół.
             Gdy poczuł na sobie spojrzenie Joela i Jankewa, zapytał zapracowany:
             – Słyszeliście, jak Wanda śpiewała? Jestem ciekaw, gdzie mieszka?
             – Mieszka tam, we wsi na górce – odpowiedział Joel. – Obok drogi, zaraz
           w pierwszym domku.
              Joel pociągnął Jankewa i obaj usiedli na progu chatki. Spoglądali na są-
           siednie pole, jakby spodziewali się, że jeszcze raz usłyszą głos Wandy. Potem
           przenieśli spojrzenia na wzgórza ciemniejące w oddali, nad którymi unosiły się
           kolumny chmur.
             Joel nie potrafił długo siedzieć bezczynnie, więc zajął się przygotowywaniem
           wina rodzynkowego na szabasowy kidusz. Jego powszednim napitkiem była mo-
           nopolka. Ustawił przed sobą słoje i butelki, w których znajdowało się nastawione
           wino, i zaczął przelewać ich zawartość do wielkiego dzbana. Potem pięścią zgniótł
           rodzynki pozostałe na szmatce, przez którą przecedzał wino i całą siłą obu rąk
           wycisnął je nad dzbanem aż do ostatniej kropli. Wówczas ponownie rozwinął
           szmatkę i poczęstował Jankewa rozgniecionymi owocami.
             Jankew wyssał ostatnie krople słodkiego soku z rodzynek i zachwycił się.
             – Świat jest przecież piękny, prawda, Joelu?
             – Co takiego masz na myśli z tym „przecież”?
             – Tak sobie myślę, nie bacząc na wszystko…
             – Trzeba baczyć na wszystko… bo jeśli nie, to jaką twarz będzie miał ten świat?
           Przecież wszystko jest ze sobą powiązane. Rodzynki z winem, wino z tobą, ty
           ze mną… I na odwrót… A także góra z dołem, wschód z zachodem, jeden świat
           z drugim. A odblask największych tajemnic jest i w tobie, i w Nieskończonym, jak
           w dwóch kręgach o wspólnym środku, wspólnej kropce, jeden okrąg to Nieskoń-
           czony, drugi – ty. Dopiero wówczas, gdy tak będziesz postrzegał świat, stanie się
           piękny. – Joel ciężko westchnął. – Nic nie szkodzi… można wytrzymać… w tej
           właśnie chwili, na tym właśnie miejscu. Ale gdy teraz zadasz to samo pytanie
           komuś na polu bitwy na przykład, odpowie ci przekleństwem. – Dlaczego to mó-
           wię? Bo całe piękno to w końcu dziwna sprawa. To afirmacja i negacja. Widzisz
           góry, o, tam? Powiesz – piękne. Jasne. Ale gdy podejdziesz bliżej i dobrze się
           przyjrzysz, zobaczysz, jak między kamieniami czai się śmierć. Jeden robak pożera
           drugiego. Jedno drzewo rośnie kosztem drugiego. Jeden kamień rozbija drugi.
           To jak można pojąć, czym jest całe piękno?… Albo miłość? Dopiero, gdy patrzy
           się na wskroś przez to, co się widzi, widzi się wszystko… Jeśli się to umie… to
           wówczas dostrzega się to, co ani nie jest piękne, ani brzydkie… ani kochane, ani
           też nienawistne… I dopiero to jest prawdziwym pięknem… Prawdziwą miłością,
           rozumiesz?
             Oczy Jankewa zalśniły. Rozbłysła w nim jasność.
             – Tak! – wykrzyknął. – Kiedy myśli się tak jak ty, to rysy i przeciwieństwa nie
     94    wydają się takie ostre… można je zaakceptować.
   89   90   91   92   93   94   95   96   97   98   99