Page 96 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 96

na pola. Gdy człowiek będzie o tym pamiętał, gdy będzie świadom, że ta drobina
           nieczystości, jaką jest, nosi w sobie cały świat, że jest odbiciem Ejn Sof i ma
           w sobie jakąś odrobinę tej Jego oliwy, dopiero wówczas ta… ta jego duma znaj-
           dzie prawdziwą przeciwwagę. I dlatego, widzisz… choć tak mały jest człowiek,
           nie może znieść bicza nad sobą… Nie umie być niewolnikiem. A jeśli nawet ktoś
           postrzega siebie jako niewolnika Pana Świata, to nie jest prawdziwym człowie-
           kiem. Bo niewolnik w gruncie rzeczy nie troszczy się o nic. We wszystkim zdaje
           się na swojego pana. Niewolnik nie ponosi za nic odpowiedzialności. Dopiero
           wolny człowiek, widzisz, potrafi wziąć na siebie część boskiej odpowiedzialności
           i łatwo mu ją nieść. No i co na to powiesz? – kowal energicznie poklepał Jankewa
           po ramieniu.
             – Oj, Joelu – Jankew aż jęknął, tak boleśnie odczuł w sobie atmosferę święta.
             Ujrzawszy światło ekstatycznego uniesienia jaśniejące w oczach Jankewa,
           Joel zanucił jakiś nigun. Znał ich wiele. Zaczął i urwał, następnie trochę recyto-
           wał, trochę nucił. Powoli rozśpiewał się, a jego głos, choć ciężki i basowy, nabrał
           jasności, miękkości, której nie było słychać, gdy kowal mówił.
             Ogarnięty nagłym uniesieniem wstał, wyprostował się w całej swojej okazałości
           i pociągnął Jankewa za rękaw. Dokładnie w tym momencie nadbiegł Abraszka.
           Joel zabrał obu na pusty trakt. Zaczął klaskać rękami, pstrykać palcami, a oni
           naśladowali go w rytm śpiewanego nigunu. I w ten sposób puścił się z nimi
           w chasydzki taniec. Najpierw powoli, potem coraz szybciej – aż zaczęło się im
           kręcić w głowach. Pot spływał po brwiach, zalewał oczy – a oni w trójkę wpadli
           w wysoką kępę traw w rowie.
             Gdy Joel ochłonął, uszczypnął Abraszkę w policzek i z dobroduszną kpiną
           krzyknął do niego:
             – Idź, zrób pierwszy krok, mój ty mądralo, i przynieś z chałupy księgę Miszny ,
                                                                           57
           postudiujemy tutaj odrobinę, ja i twój rabin! – szturchnął łokciem Jankewa, który
           brzegiem marynarki ocierał pot z twarzy. – Głowa twojemu rabinowi zardzewieje
           pośród tego żelastwa. Potem będziesz miał do mnie pretensje, że twój nauczyciel
           jest w złym stanie!
             Należące do Joela księgi Gemary i Miszny, a także inne pisma, były podob-
           ne do niego samego. Ich karty wyglądały dokładnie tak jak skóra jego twarzy,
           pełne czarnych plam, zagięć dużych i małych. Joel popatrzył na księgę, którą
           przyniósł Abraszka.
             – Nie słyszałeś, co mówiłem? – pociągnął chłopca za ucho. – Powiedziałem
           – księga Miszny.
             – Chcę, abyś raczej studiował z Jankewem Pieśń nad pieśniami! – zawołał




           57   Miszna – kodeks prawa obyczajowego w judaizmie, wraz z Gemarą – zbiorem rabinicznych komen-
     96      tarzy i objaśnień Tory, tworzą Talmud.
   91   92   93   94   95   96   97   98   99   100   101