Page 81 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 81

– Tak, Szlojme szykuje się na uczonego – zgodził się Jankew.
                – Oby nie zapeszyć… – Cyrele splunęła trzykrotnie z poważną miną.
                Reb Fajwel splótł dłonie na kolanach i zaczął się bujać na fotelu. Przez chwilę
             siedział tak zamyślony, po czym pochylił się w kierunku Jankewa i wciąż obejmując
             kolana rękami, rzekł na poły żartobliwie:
                – Rozumiesz… Siedzę tu i rozmawiam z żoną. Abraszka nie jest już szmen-
             drikiem ,  nim się obejrzymy, również i Szlojme skończy trzynaście lat i będzie
                    38
             miał bar micwę. Musimy pomyśleć o przyszłości.
                W tej samej chwili Jankew zauważył, że oczy Cyrele zaciągają się mgłą, a i jego
             samego coś zakłuło w sercu. Reb Fajwel odkaszlnął w zakłopotaniu.
                – Poczekałbym do końca wojny i wysłał ich do Sielc… – Jego głos nagle za-
             brzmiał ochryple. – Trzeba ich przygotować do nauki w tamtejszej jesziwie. Ale
             tak czy siak jesziwa w Sielcach jest staromodna! A moi synowie muszą wyrosnąć
             na obywateli służących i Bogu, i ludziom, rozumiesz. Chcę, aby wiedzieli, że na
             świecie są różne sprawy… – zaśmiał się niepewnie.
                Jankewowi stanęło serce. Wszystko w nim zamarło, ciało, członki, umysł.
             Podwórko z rozrabiającą dzieciarnią wydało mu się czymś nieprawdziwym.
             Reb Fajwel i jego żona, którzy siedzieli tak blisko niego, byli jak odległe zjawy.
             W samym środku świątecznej radości spadła na niego ta wieść niczym zły sen.
                Reb Fajwel czekał chyba, aż Jankew coś powie, ponieważ dopiero po dłuższym
             milczeniu szturchnął go łokciem:
                – Co to za kwaśna mina, czemu nic nie mówisz? Nie wyglądasz na zadowo-
             lonego.
                – Nic, nic, reb Fajwel – wyjąkał Jankew. – Co mam mówić? To pan przecież
             jest ojcem…
                – No, a ty jesteś, jak by nie było, jego nauczycielem.
                – A co według pana mam powiedzieć? Czas… nadszedł…
                – To prawda… to prawda… – reb Fajwel, zamyślony, bujał się na wiklinowym
             fotelu, wciąż obejmując rękoma kolana. – Nadszedł czas, abym się rozstał z moimi
             największymi skarbami… Dla ich dobra. – Spojrzał na Cyrele i jeszcze bardziej
             pochylił się w kierunku Jankewa. – Ty rozumiesz nasze serca, prawda? Widzisz
             przecież, że traktuję cię jak własne dziecko… niemal jak ich brata. Mogę ci to
             przecież powiedzieć. Teraz jest wojna na świecie, ale ja ich poślę do Krakowa…
             Teraz, kiedy Niemcy przekroczyli Wisłę i droga jest wolna. Moi synowie mają prze-
             cież odziedziczyć mój majątek i wznieść się wyżej w interesach niż ja zaszedłem.
             A czas nie stoi w miejscu. Niemcy zajmą świat i zacznie się nowy porządek. Żydzi
             będą musieli poznać całą wiedzę, jeśli będą chcieli odnieść sukces. Zobaczysz,
             również przed tobą otworzy się nowy świat. Mam wuja w Krakowie. Będzie zado-
             wolony, mogąc przyjąć na mieszkanie moich spadkobierców. Tam, w Krakowie, jak



             38   Szmendrik (jid.) – głupiec, gamoń                                81
   76   77   78   79   80   81   82   83   84   85   86