Page 66 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 66

Joel puścił kopyto Susiego i wyprostował się. Położył obie ręce na ramionach
           Abraszki i pochylił się ku niemu. Wieczorne światło łagodziło ostre, twarde rysy
           jego twarzy.
             – No, to czy dziś nie opłacało się spaść z konika i nieco się poobijać… aby
           zobaczyć?
             – Nie poobijałem się! – zawołał Abraszka. – Tylko się pomoczyłem. Susi się
           poobijał, ale on nie był w ukrytym świecie.
             – A skąd jesteś taki pewien?
             Abraszka spojrzał badawczo na Joela.
             – Faktycznie… – zgodził się w zamyśleniu. – Byliśmy tam w trójkę i Susi
           wszystko wziął na siebie. Co teraz z nim będzie?
             – Nic, brodiażko – Joel ujął Abraszkę pod brodę i potrząsnął nią. – Tylko
           zakręciło mu się trochę w głowie od tego, co zobaczył w ukrytym świecie i nieco
           naciągnął sobie więzadło w nodze. Zanim dojdziecie do domu, będzie jak nowo
           narodzony. – Joel wskazał na Jankewa, który stał zakłopotany, przyglądając się
           tej dwójce – olbrzymowi Joelowi i skrzatowi Abraszce.
             – A on to milczek z zawodu?
             – To nie milczek! – zaśmiał się Abraszka. – To jest Jankew! – W tym momen-
           cie rzucił okiem na kuźnię i od raz zapragnął zobaczyć, co się dzieje w środku.
             Joel zdołał złapać go za ramię.
             – Powiedz mi jeszcze jedną rzecz – powiedział. – Co widziałeś w ukrytym
           świecie?
             – Nic! – Abraszka już wyrywał się z jego rąk. – Widziałem rydwan Rebojne
           Szel Ojlem! – I wyrwawszy się z rąk Joela, wbiegł do kuźni.
             Jankew był gotów zawołać Abraszkę z powrotem. Zrobiło się późno, a droga do
           domu była daleka. Ale jakoś obecność Joela paraliżowała mu członki, odbierała
           mowę. A w dodatku Joel położył ciężką dłoń na jego ramieniu i lekko popchnął
           w kierunku kuźni.
             – Opowiedział o tym krótko i akuratnie, co? – rozległ się suchy i ciepły zarazem
           głos Joela. – Chociaż co nieco mu się pokręciło. Bo najpierw widzi się rydwan,
           a potem widzi się nicość. – Z ust Joela dochodził tak ostry zapach alkoholu, że
           Jankew musiał odwrócić głowę. – Ech, to wielka, ukryta nicość! – sapnął Joel.
           Tylko nieliczni mają ten przywilej zajrzeć do jej środka. Można przy tym stra-
           cić głowę, ale za to, kiedy odnajdzie się ją na powrót, to jest jak lampa pełna
           światła.
             – Musimy już iść – naciskał Jankew.
             – Tak, spiesz się – Joel pokiwał głową. – Spiesz… – ciągnął nietutejszym,
           choć bliskim tonem, który tak intrygował – bo później będzie ci trudniej… Tylko
           jak się jest młodym, można sobie pomoczyć pupę… i się wie, co się widzi… – Joel
           wskazał brodą Abraszkę, który zajmował się złomem leżącym obok kuźni. – Fajny
           chłopak – mruknął. – To twój krewny?
     66      – Nie – Jankew pokręcił głową.  – To syn reb Fajwla Młynarza. Uczyłem go
   61   62   63   64   65   66   67   68   69   70   71