Page 62 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 62

Hinda, wdowa po Chomele Sojferze, również rzadko kiedy miała suche
           oczy każdego roku o tej porze, a zwłaszcza w roku obecnym – kiedy na świecie
           rozpanoszyła się wojna. Po prostu nie mogła uwierzyć w to wielkie szczęście,
           jakie przypadło w udziale jej, osobie o wielkim pechu. Na razie jej dwóm synom
           upiekło się, ponieważ starszego imieniem Szlojme zarejestrowano w urzędzie
           dopiero wówczas, gdy urodził się młodszy Jankew, w efekcie czego obaj uchodzili
           za braci bliźniaków. A bliźniaków nie brano do wojska. Nie brakowało powodów,
           aby drżeć nad tym szczęściem. Lada dzień mogli przecież zmienić to prawo. Car
           potrzebował coraz więcej żołnierzy na wszystkich frontach.
              Jankew, młodszy syn Hindy, o wiele mniej przejmował się tymi sprawami niż
           matka. Oczywiście pamiętał, że gdzieś chłopcy prawie w jego wieku tracili życie
           na polach bitew, ale było to myślenie abstrakcyjne. Tu, w domu reb  Fajwla, gdzie
                                                                 3
           Jankew pracował we młynie i uczył synów gospodarza, skutkiem wybuchu wojny
           było tylko to, że gospodarz mógł abonować gazety jedynie z Odessy i Warszawy.
           Poza tym życie we młynie na Niebieskiej Górze toczyło się spokojnie. Dni spę-
           dzane tutaj stały się jeszcze droższe Jankewowi. Im bardziej drażnił go bezsens
           wojny, im dłużej przysłuchiwał się informacjom z frontu, które reb Fajwel nie-
           ustannie powtarzał kupcom zbożowym i komu się tylko dało – tym słodsze były
           dla niego.
              Bywało, że Jankew w ogóle nie myślał o tym, co się dzieje na tym obcym
           mu, nie jego świecie. Oddawał się tęsknocie za parą rudawych zmierzwionych
           warkoczyków – i bawił się z Abraszką i jego starszym bratem Szlojmem. Bawią się
           w to, w co kiedyś sam bawił się w dzieciństwie: „Sprzedaż Józefa”, „Ofiarowanie
           Izaaka”, „Saul i Dawid”, „Dawid i Jonatan”.
              Konik Susi stał się jego przyjacielem. Gdy tylko miał wolną chwilę, wyjeżdżali
           w słoneczne dni gdzieś daleko. Jankew czuł, że galopując tak rośnie w sobie,
           jakby jego zmysły rozszerzały się na całą przestrzeń, aby wchłonąć w siebie
           otaczający świat z całym jego ogromem, pięknem i tajemnicą.
              W końcu Abraszka dowiedział się, dlaczego Jankew znika na całe godziny
           każdej niedzieli i uparł się, aby chłopak zabrał go ze sobą. Z początku Jankew
           nie chciał o tym słyszeć, ale nie miał serca odmawiać małemu zbyt długo. Polecił
           mu, aby zapytał matkę, Cyrele. A ta odpowiedziała krótko i ostro: „Nie”. Jednak
           Abraszka potrafił zjednywać sobie ludzi, był też specjalistą w zanudzaniu, naga-
           bywaniu, krzykach i płakaniu rzewnymi łzami – aż zmiękło „twarde” serce Cyrele
           i kazała mu zapytać ojca. Reb Fajwel odrzekł:
             – Jasne. Chłopiec musi wiedzieć, co to znaczy jazda konna.
              Gdy Abraszka już siedział w siodle przed Jankewem i trzymał się grzywy
           Susiego, reb Fajwel zawołał:



           3    Reb – odpowiednik polskiego „pan”, określenie stawiane przed imieniem mężczyzn w społeczno-
     62      ściach tradycyjnych; nie mylić z rebe ani z rabinem.
   57   58   59   60   61   62   63   64   65   66   67