Page 49 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 49

stać się jej obca, gdyż była częścią niej, Binele. A gdy w nocy Binele słyszała,
             jak Cypora zmaga się ze swoim osiłkiem, czuła się tak, jakby robaki pełzały po
             jej ciele. Chciała zatkać uszy, uciec, a jednocześnie nienawidziła siebie za tę
             dziwną zazdrość, którą czuła każdą komórką swojego ciała.
                Pewnego poranka, w drodze do pracy, przycisnęła Cyporę.
                – Dlaczego nie wyrzucisz go do wszystkich diabłów, czemu takie z ciebie
             cielę? Przecież on nic nie jest wart, a ty jeszcze pozwalasz się bić. Gdybym nie
             wiedziała, że się na tobie zemści, to bym go rozerwała na kawałki, jak tu stoję!
                – Sza… – uspokajała ją Cypora głosem zachrypniętym od łez. – To nic takiego.
             Jest więcej takich par, no… tak to jest: za dnia rozwód, nocą do łóżka. Gdyby
             mnie nie kochał, nie biłby mnie, oby sczezł.
                Binele przypomniała sobie, jak jej przyjaciółka Jadwisia w Bocianach tłumaczy-
             ła, dlaczego ojciec bije jej matkę, Jankową. I w tym momencie przyszło jej na myśl
             przysłowie, które kiedyś usłyszała od własnego ojca. Weszła Cyporze w słowo:
                – Az men szlogt dem nar in sztojsl, zogt er, az men mejnt niszt im, nor dem
             fefer. – Gdy biją głupca w „moździerz”, to ten mówi, że to nie o niego chodzi,
             lecz o pieprz.
                – Tak, wiem – Cypora smutno pokiwała głową. – U nas mówi się: „Az men
             szpajt der zojne in ponem, zogt zi, az es regnt” – kiedy kurwie plują w twarz,
             ona twierdzi, że pada . Ale jednak przysięgam ci, że to mi nie przeszkadza. Bo
                               44
             co to za nieszczęście oberwać parę razy od własnego męża, oby go trafiło jakie
             nieszczęście. Świat się skończy? Przecież mnie nie zabije, nie bój się.
                – Jasne, że cię nie zabije – zagotowała się Binele. – Bo stracilłby jedyną
             żywicielkę rodziny, służącą, kochankę i matkę swoich dzieci!
                Jednak niczego nie wskórała.
                Powoli zaczęła potajemnie odkładać ze swojego zarobku tyle, ile uznała za
             konieczne, nie oglądając się na pomrukiwanie osiłka i wyrzuty zawstydzonej Cy-
             pory. Oszczędzała, dokładając kopiejkę do kopiejki, a węzełek trzymała zatknięty
             na piersi, nigdy się z nim nie rozstając. Natomiast po pracy, zamiast oglądać
             wystawy, chodziła po ulicach, szukając pokoju dla siebie.
                Wypytywała dozorców. Były wolne mieszkania, ale nawet za najmniejszy pokoik
             w centrum miasta trzeba było zapłacić „odstępne” – sumę, jakiej jeszcze nie
             posiadała. Pewnego razu, aby dodać sobie nieco otuchy, zafundowała sobie lody.
             Dzień był słoneczny, a owej chwili, tuż przed nocą, słońce odbijało się w oknach
             najwyższych pięter. Więc Binele wędrowała w tej oto szarej, ciepłej poświacie,
             lizała lody i snuła wielkie marzenia o szczęściu, które gdzieś na nią czekało, by
             się objawić jutro, pojutrze.
                I tak patrząc-nie patrząc na to, co się dzieje na ulicy, zauważyła wielkie cię-
             żarówki z meblami, jedną za drugą. Przypomniało się jej, że w ostatnich dniach


             44   Odpowiednik polskiego przysłowia: Pluj świni w oczy, a ona powie, że deszcz pada.  49
   44   45   46   47   48   49   50   51   52   53   54