Page 45 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 45

czającej szarości swoim wyglądem – postawą, prostymi plecami, świeżą cerą
             i zdumiewająco bystrym, odważnym spojrzeniem jasnych oczu.
                Mrugnął i z uśmiechem zadowolenia rzucił w jej kierunku:
                – Co się tak na mnie patrzysz?
                Usłyszawszy jego zwyczajny ludzki głos, przemawiający w zwykłym ludzkim
             języku, Binele szybko przyszła do siebie. I oto już szła obok niego.
                – Czy to pan jest Pięknym Mojszem?
                Podniósł pestkę dyni do ust i objął czerwonymi wargami jakby ją całował.
             Z wyraźną rozkoszą i gracją rozgryzł ją zębami, po czym elegancko wypluł łuskę
             i odrzekł:
                – Tak, a o co chodzi? – Dziewczyna patrzyła na jego usta, podziwiając, jak
             zgrabnie i elegancko rozłupał kolejną pestkę i uwolnił zębami ze skorupki. – Co
             się tak przyglądasz? – zapytał rzeczowo.
                – Nie można patrzeć? – równie rzeczowo odpowiedziała pytaniem na pytanie.
                – Można, ale trzeba mieć bilet.
                – A ile kosztuje bilet? – wpadła w jego ton.
                Zaśmiał się swobodnym, młodzieńczym śmiechem:
                – Wszystkie wyprzedane! – Pewny siebie, ujął ją lekko pod ramię. – Czemu
             pytasz, czy jestem Piękny Mojsze? Czyż to nie jest wypisane na mojej twarzy?
                Ośmieliła się spojrzeć na niego jeszcze raz z ukosa.
                – Widać… – potwierdziła.
                – Jeśli tak, to poczęstuj się! – wyciągnął ku niej torebkę z pestkami dyni
             i zachęcił do spróbowania.
                Zanurzyła dłoń w torebce i wzięła jedną pestkę. Obserwowała go z boku,
             chcąc ją rozgryźć tak elegancko jak on. Zauważyła, że ma czyste, opiłowane
             paznokcie, podczas gdy jej były długie z czarnymi obwódkami. Obiecała sobie
             kupić pilnik po najbliższej wypłacie.
                Zatrzymali się na ulicy, tam, gdzie tłum robotników przerzedzał się. Rozgryzali
             pestki, mierzyli się spojrzeniami i uśmiechali: do pestek – ustami, a do siebie
             nawzajem – oczyma. W głowie Binele tłukło się pytanie, czy już powinna go
             poprosić, aby przyjął ją do pracy w swojej hali, czy ma czekać raczej na drugą
             okazję? W końcu zorientowali się, że ulica opustoszała i już zamykają fabryczną
             bramę. Wówczas chwycił ją za warkocz i lekko pociągnął do przodu.
                Doszedłszy do rogu Piękny Mojsze przyłożył dwa palce do brzegu swojego
             kapelusza, salutując niczym wojskowy, po czym wskoczył do tramwaju. Binele
             poszła dalej. Nie musiała się spieszyć do domu. Rozmarzona, nieobecna, szła
             spacerowym krokiem w kierunku Bałut, kontynuując w myślach rozmowę z Moj-
             szem. Nie miała wątpliwości, że przejdzie do pracy w jego hali. Tego chciała i do
             tego musiała doprowadzić.
                Zatrzymała się przed sklepami na Piotrkowskiej i zaczęła sobie wyobrażać,
             że ma na sobie każdą z tych pięknych sukienek, które widziała na sklepowych
             wystawach. Obiecała sobie również, że gdy tylko rozpocznie pracę u Pięknego   45
   40   41   42   43   44   45   46   47   48   49   50