Page 54 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 54
– Jeśli za pieniądze, to nie żadne wykorzystywanie. I dlaczego tak się nad
nimi litujesz? Chodzą ubrane elegancko, oby tak ubierały się wszystkie ży-
dowskie dzieci. Może jest im nawet lepiej niż nam, dziewczętom fabrycznym?
Dużo czasu spędzają na świeżym powietrzu. Popatrz, jak wyglądają – nie tak
jak kobiety w fabryce o żółtych twarzach z podkrążonymi oczyma. Nie muszą
wstawać o piątej rano.
– Wydaje ci się, że dobrze wyglądają. Mają pomalowane policzki, to może
się tak wydawać. – Bardzo długo wycierał nos.
Patrzyła na niego z ukosa. Była bardzo ciekawa, czy kiedyś odwiedzał „wesoły
domek” na Wilkach lub gdziekolwiek indziej.
– Kapie ci z nosa, że tak ciągle dmuchasz? – zapytała współczująco, po czym
zaraz wróciła do tematu: – A powiedz mi… – zdobyła się na odwagę. – Gdzie…
jak one uczą się tego... no, fachu?
Odjął chusteczkę od nosa i bardzo spoważniał.
– To nie jest fach, którego można się specjalnie wyuczyć. Trzeba się urodzić
z odpowiednim do tego charakterem. Wiele dziewcząt wolałoby umrzeć, niż…
– Nie przesadzaj – wpadła w ton swojej przyjaciółki Cypory. – To błahostka.
To tak, jakby się wypiło szklankę wody. Ludzie są tacy jak zwierzęta. Przecież
trzeba z czegoś żyć.
– Zwierzęta się nie sprzedają – zauważył Mojsze.
– No jasne, że nie. Są sprzedawane. Kiedy można siebie sprzedać, jak się
chce, to już jest dobrze.
– Chciałaś powiedzieć… – wyjąkał Mojsze – że ty sama, że ty też byś tak mogła?
– Ja? – popatrzyła na niego pytająco.
Nie pojmowała, dlaczego ten frant, Piękny Mojsze, ten królewicz, który jest
taki pewny siebie, na widok którego wszystkie dziewczęta mdleją, w jej oczach
coraz bardziej wygląda na zawstydzonego, przestraszonego chłopca, zadającego
głupie pytania. Czego by nie zrobiła, aby utrzymać się przy życiu? Albo żeby mieć
co jeść? Nie, raczej nie chciałaby umierać…
– Ja? – powtórzyła.
– Tak… ty… – naciskał, i cały czerwony patrzył na nią przepraszająco, jakby
ją czymś obraził.
A ona naprawdę poczuła się urażona, więc krzyknęła:
– Zwariowałeś!
I znowu go zostawiła na środku ulicy i uciekła.
Za każdym razem, gdy uciekała od Pięknego Mojszego w trakcie spaceru, była
pewna, że już go więcej nie zobaczy, ale Mojsze nie obrażał się i nigdy nie pytał,
dlaczego uciekła. Czekał na nią po pracy jakby nigdy nic i towarzyszył kawałek drogi.
Z propozycji wspólnego, choć każde osobno, pójścia do łaźni, nic nie wyszło.
Mojsze już jej nie ponowił. Ale każdego piątku wieczorem chodzili do kino-te-
atru. Binele wraz z Pięknym Mojszem zjadała tam całą torebkę pestek z dyni
54 i wylewała wiadra łez, obejrzawszy wzruszające dramaty filmowe ze zjawiskowo