Page 43 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 43
Gdy Binele stała tak oszołomiona i oczarowana – jakiś Cygan chwycił ją
i podprowadził swoim silnym ramieniem do kręgu wirujących ciał.
Włosy miał kręcone, a oczy jak pochodnie, roześmiane i błyszczące. Jakby
stając na gorącej trampolinie podniósł Binele w górę, aż spadła w jego ramiona,
a gdy wirował z nią w szalonym pędzie, brakło jej tchu. Jego ramiona oplotły
ją, były wokół niej, na niej, czuła je na każdym skrawku swojego ciała – ale nie
przeszkadzało jej to. Wręcz przeciwnie, miała ochotę krzyczeć: „Mocniej! Szyb-
ciej! Wyżej!” Niechby ją nieustannie kołysał w swoich ramionach, unosząc do
lotu. I faktycznie zaczęła krzyczeć i piszczeć jak inne dziewczęta. Czarny Cygan
błyskał z radości białymi zębami, a z jego płonących oczu leciały ku niej iskry.
Omdlewająca z zachwytu, zamroczona, w połyskliwej, granatowej poświacie
nocy dostrzegła w pobliżu rudą głowę. Znała tylko jedną taką męską głowę. I raczej
ją wyczuła niż zauważyła – Jojne Swołocz w kapeluszu na głowie wirował w tańcu
z młodą Cyganką o długich czarnych warkoczach, które falowały w powietrzu.
Przez moment wydawało się Binele, że to Jojne trzyma ją w ramionach, że to on
wyrzuca ją w powietrze aż do utraty tchu.
Zaczynało już dnieć, kiedy po cygańskiej zabawie tłum wyruszył do domu.
Cypora trzymała Binele pod ramię i rzucała zazdrosne spojrzenia w kierunku
„narzeczonych”.
– Widziałaś – szeptała Binele do ucha – jak kawalerowie wykosztowali się tej
nocy dla dziewczyn? Widzisz te sznury korali na ich szyjach? Kto by im tam za-
zdrościł. Będą musiały zapłacić za każdy jeden koralik – próbowała się pocieszyć.
Aby się nieco ochłodzić i zachować się romantycznie, „kawalerowie” posta-
nowili przejść się albo na Wilki, na deptak, to jest na ulicę Piotrkowską, albo na
cmentarz. Towarzystwo z miasta chadzało na randki właśnie w te dwa miejsca.
Ponieważ nie potrafili się dogadać, dokąd iść, kilka par poszło w kierunku Wilków.
Cypora i Binele ruszyły z pozostałymi na bałucki cmentarz przy ulicy Wesołej.
Obok cmentarza był dom wariatów. W świetle wstającego poranka dochodził
stamtąd diabelski hałas: krzyki, płacze i dziwne, głośne rozmowy szaleńców.
Kryjąc się za pobliskimi macewami, „kawalerowie” wzięli się za „narzeczone”.
Binele i Cypora usiadły na kamiennym obramowaniu jakiegoś grobu i przypatry-
wały się temu, co można było zobaczyć.
Kiedy zamilkły śmiechy i chichoty dziewcząt, Cypora szepnęła Binele na ucho:
– Teraz, widzisz, czas się zmyć, bo jeśli nie, to w każdej chwili mogą się wziąć
i za nas…
Wymknęły się więc z cmentarza.
5
Jojne Swołocz dotrzymał słowa i postawił Binele przy stołach sztoperek. Nauczyła
się pracować igłą i szczypczykami, aż zaczęła tak zgrabnie łapać „oczka” i dziury,
cerować „skazy” w materiałach, nie przepuszczając ani jednego feleru w tkaninie, 43