Page 40 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 40

wieczór dla siebie – ciężko westchnęła. – Jeśli o mnie chodzi, to sądzę, że na
           tym chceniu się skończy. Dlatego ludzie mówią o Mojszem Sokratesie – Zwa-
           riowany Mojsze.
             Binele zaglądała też do innych mijanych domów.
             – Wszędzie pracują – zauważyła.
              – A co myślałaś? Jak już Żydzi pracują, to pracują naprawdę. Do fabryk ich nie
           wpuszczają, ale za to w taki sposób wysysają krew z żydowskich rzemieślników. –
           Cypora rzuciła Binele dumne spojrzenie. – Myślałaś, że na Fajferówce mieszkają
           tylko blatni , co? No, widzisz już sama. Popatrz na przykład tutaj – wskazała na
                    41
           chałupę, którą właśnie mijały. – Tu mieszkają sami zbieracze szmat. Każdego
           dnia przemierzają Łódź jak szarańcza. Żyją ze śmieci, ale uczciwie zarabiają na
           kawałek chleba. To samo jest z kataryniarzami i śpiewakami podwórkowymi,
           którzy mieszkają tu, w tych domach, czy też ze sztukmistrzami. Nie wspomnę
           już o żebrakach, którzy też uczciwie zarabiają na chleb. Czy sądzisz, że łatwo tak
           łazić cały dzień z przesłoniętym okiem, udając ślepca? Albo kulawego, cały dzień
           o kulach z podwiązaną nogą? Uwierz mi, że już tylko od tego można oślepnąć
           i stać się kulawym. A jeśli myślisz, że ludzie z Bałut są zimnymi trupami, bo tak
           ciężko harują, to sama zobacz. Nigdzie się tyle nie śpiewa, co tu, u nas, na Ba-
           łutach. Nigdzie nie opowiada się tylu historii i dowcipów. I mogę przysiąc, że nikt
           z Bałut nie marzy o przeprowadzce na Wilki. Dwa razy dziennie możesz zobaczyć,
           jak podążają tam ci, którzy pracują na Wilkach, a wieczorem wyruszają tam ci,
           którzy mają cocjalistyczne schadzki. Gdybym nie miała dzieci w domu, też bym
           tam kiedyś poszła, uwierz mi. Mojsze Sokrates już wiele razy chciał mnie zabrać.
           A słowo „schadzka” nie znaczy, że spotykają się na schodach, lecz w tajnych
           miejscach, których nikt nie zna… – Zauważywszy, że Binele jej nie słucha, Cypora
           potrzasnęła ramieniem dziewczyny. – O czym tak myślisz, he?
              – O zawodzie żebraka – odrzekła Binele i skrzywiła się. – Dla mnie to nie jest
           żaden zawód, niezależnie od tego, czy żebrak jest kulawy, czy ślepy.
              – Co chcesz przez to powiedzieć? – nie zrozumiała Cypora. – Co, czy oni nie
           są ludźmi?
             – Są ludźmi, ale nie mojego pokroju. Już wolałabym kraść niż żebrać.
             – To kwestia przyzwyczajenia – odezwała się Cypora pouczająco. – Żyć trzeba,
           więc co za różnica jak, aby nie zabijać. – Zbliżyły się do knajpy Burki, więc Cypora
           znowu zaczęła wszystko wyjaśniać koleżance. – Nie powiedziałabym, że u Burki
           się nie biją. Przeciwnie, tutaj mogą ci wynieść ze środka takiego trupa, któremu
           żaden doktor nie pomoże. Ale tutaj dzieje się to po cichu. Tu załatwia się sprawy
           między sobą. Bo tu przychodzą jeszcze lepsi klienci niż do Szai Magnata, oby
           zgnił na komisariacie. Tu przychodzi na przykład Pesach-Wolf Kacap, który ma



           41   Błatny (ros.) – przestępca, w złodziejskim slangu więzień należący do świata przestępczego, zaj-
     40      mujący wysoką pozycję w społeczności więźniarskiej.
   35   36   37   38   39   40   41   42   43   44   45