Page 39 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 39

i rękami drogę wśród tłumu uciekła do domu koleżanki. Niebawem też nadeszła
             sama Cypora – podniecona i roześmiana.
                – Czemu uciekłaś, głuptasie?
                – Gdzie byłaś? – napadła na nią Binele, ponownie poczuwszy się bezpieczna.
                – A gdzie miałam być? Stałam obok ciebie – Cypora ujęła Binele pod ramię.
             – Każdego szabasu wieczorem dochodzi tam do małej bójki. To taki teatr bez
             biletów. Niczego się nie bój, nie wzywa się tu żandarmów. Wyrównają swoje
             krzywdy między sobą, jeszcze dzisiaj opróżnią wszystkie beczki piwa i zeżrą całą
             gęsinę. Chodź – pociągnęła Binele – wejdziemy lepiej do knajpy Burka.
                Binele szła za nią posłusznie. Tak naprawdę nie bała się i nawet była ciekawa.
             Nie mogła tylko znieść tego, że obce łapy obmacują jej ciało.
                – Tyle szynków i knajp! – dziwiła się.
                – A co sobie myślałaś? – Cypora dumnie podniosła głowę. –  W końcu nie
             mieszka się w jakiejś pipidówce. Tutaj każdy zawód ma swój własny szynk: rzeźnicy,
             furmani, rzemieślnicy. Tu naprzeciwko, widzisz, jest szynk tkaczy. Przychodzili tu
             cocjaliści w rubaszkach, z wielkimi grzywami. Ale teraz widuje się tu tylko kilku
             z nich. Pozostałych car zesłał na Syberię. Tylko nasz Mojsze Sokrates, oby mu się
             dobrze działo, przychodzi tu jeszcze ze swoimi towarzyszami, do innych knajp też.
             Przemawia do złodziei i czyta różne książeczki. Sam też pisze wiersze. Dlatego
             tkacze mówią na niego Sokrates. Nikogo się nie boi, bo tutaj nikt na nikogo nie
             donosi, chyba że chodzi o obławę. Donoszenie to największy grzech na Bałutach
             i dlatego, widzisz, nad głową Jojnego Swołoczy wisi wyrok.
                – Za co? – Binele spłoniła się, sama nie wiedząc, dlaczego.
                – Bo jest donosicielem.
                – Na kogo doniósł?
                – Na cocjalistów! A myślałaś, że na kogo?
                – Nie rozumiem, o czym mówisz – Binele dziwnie się zirytowała.
                 – Bo jesteś prowincjuszką, to nie rozumiesz. Jak się tu zadomowisz, to
             zrozumiesz. Zobaczysz. – Cypora pokazała jej okno, obok którego właśnie prze-
             chodziły. – Słyszysz, jak w środku stuka warsztat tkacki? Zajrzyj do środka, no
             już – pchnęła Binele w kierunku okna.
                 Binele zajrzała do środka i ujrzała słabo oświetloną izbę pełną szaf, stołów,
             łóżek – i warsztatów tkackich. Na każdym warsztacie stała świeczka, oświetlając
             Żyda w rozpiętej koszuli z podwiniętymi rękawami, który siedział pochylony
             i przerzucał czółenko w tę i z powrotem.
                 – Rozumiesz – tłumaczyła Cypora – dzisiaj jest szabasowy wieczór, więc ci
             tam, w środku, wracają do pracy zaraz po Hawdali  i będą tak pracować do
                                                         40
             samego rana. Więc cocjaliści chcą, aby taki człowiek miał choć ten szabasowy


             40   Hawdala (hebr. oddzielenie) – ceremonia odprawiana na zakończenie szabasu, mająca na celu
                symboliczne oddzielenie czasu świętego i świeckiego.               39
   34   35   36   37   38   39   40   41   42   43   44