Page 34 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 34

Oporządziwszy sienniki Cypora zaczęła zamiatać podłogę.
             – Zamiatam ją każdej soboty! – przechwalała się przed Binele, pryskając
           kroplami wody nad podłogą tak oszczędnie, jakby woda miała wartość złota.
           W międzyczasie pouczała koleżankę: – Jak rozlejesz zbyt dużo wody, to zrobi
           się błoto i podłoga będzie poplamiona.
             Gdy zaczęła zamiatać, proch z podłogi podniósł się na dobre, mieszając się
           w powietrzu z kurzem z sienników. Uporawszy się z tym, Cypora zaczęła mieszać
           żółty piasek – a wówczas kurz z piasku wymieszał się z kurzem z sienników
           i z podłogi, przesłaniając całe pomieszczenie gęstą mgłą.
             W tej to kurzawie pełzały gołe, kaszlące dzieci, ciesząc się obecnością matki.
           Cypora nie otwierała nigdy okien, gdyż obawiała się przeciągu, który mógłby za-
           szkodzić dzieciom. Poza tym nie wolno ich było dotykać, gdyż futryny wisiały na
           pojedynczych zawiasach. Binele popatrzyła na dziurę w szybie zatkaną szmatami.
           Może tamtędy przedostawała się z zewnątrz odrobina powietrza?
             Binele ten rodzaj porządków, których efektem było drapanie w gardle, nie
           mieścił się w głowie.
             – Na co mi takie sprzątanie? – dowodziła Cyporze. – Nie sprzątając, przy-
           najmniej nie będziesz kasłać. Gdy służyłam u felczerowej, musiałam otwierać
           wszystkie okna podczas sprzątania.
             Cypora machnęła ręką i wyśmiała ją:
             – Co ty wiesz, prowincjuszko? U nas w Łodzi sprząta się w nowoczesny sposób.
             Binele nie dałaby złamanego grosza za takie sprzątanie. Tęskniła za słodką
           wonią, jasnością i smakami, w które obfitowało powietrze Bocianów.
             Potem zjadły dobry obiad: krupnik bez mięsa i kości, z chlebem, i popiły kawą
           z cykorii. Dzieci były syte i bawiły się na podłodze. Kobiety, wymywszy włosy
           naftą, siedziały w szabasowych spódnicach, zanurzone w poważnej rozmowie
           o przyszłości Binele i o smutnej sytuacji małżeńskiej Cypory. Binele gorąco na-
           mawiała Cyporę, aby zerwała z mężem.
             – Do diabła z nim, daj sobie spokój z tym łachudrą!
             Nie mogła patrzeć na łzy koleżanki.
             Płacząc, Cypora wyśmiała ją.
             – Zwariowałaś? Skąd wezmę lepszego, niech go piekło pochłonie? To przecież
           samo złoto z diamentami. Zimę spędza w areszcie, a ja mam spokój przez pół roku.
             – Twój kawaler to chyba większa mecyja – dowodziła Binele.
             – Mój kawaler! – zawołała Cypora. – Biada mi, sama nie wiesz, co mówisz!
           Na psa urok! Ożeni się z taką żebraczką bez grosza przy duszy jak ja?  I jeszcze
           z trójką dzieci na dodatek? Żeby samemu sobie zarzucić pętlę na szyję? Zwario-
           wałaś? Kawalerowi wypada być kawalerem, a nie mężem, bo inaczej przestanie
           być kawalerem.
             Binele zdecydowanie pokręciła głową:
             – Ja nigdy nie wyjdę za mąż. Mąż tak mi potrzebny jak zaraza!
     34      Cypora ponownie się z nią nie zgodziła:
   29   30   31   32   33   34   35   36   37   38   39