Page 29 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 29
4
W dniu wypłaty kobiety zgromadziły się wokół Jojnego Swołoczy, który każdą
z osobna wywoływał po nazwisku, by wypłacić jej to, co zarobiła – nuperkom dwa,
a sztoperkom trzy ruble. Binele aż brakło tchu. Tyle pieniędzy! Kiedy wszystkie
nazwiska zostały już wyczytane, przepchnęła się do Jojnego.
– Ja nie dostałam! – powiedziała odważnie.
Ujrzawszy Binele, Jojne zmierzył ją wzrokiem od stop do głów, jakby nie wie-
dział, co robić. Jego spojrzenie, ostre, podejrzliwe, wbiło się zielonym ostrzem
w jej oczy. Ale po chwili jego wzrok zmienił się – w jego oczach zapłonęły zielone
lampki. Błazeński uśmieszek zaigrał na jego wargach. Cofnął się o krok. Nastro-
szył brwi i zbliżył do oczu listę z nazwiskami.
– O co chodzi? Wszyscy widzieli, że nie dostałam pieniędzy! – Binele pocią-
gnęła go za rękaw, odciągając jego wzrok od listy.
Udając zdziwionego, Jojne podrapał się ołówkiem po złodziejskiej głowie
i zapytał:
– A jak, na ten przykład, się nazywasz?
– Nazywam się Binele – odpowiedziała.
– Bi-inele! – szydząc, powtórzył za nią, szczerząc przy tym dwa rzędy zdrowych,
wielkich zębów. – Taka Bi-inele jak ty może przyprawić o mdłości, wiesz, ślicz-
notko? – Stojące wokół kobiety z zadowoleniem chowały do staników odebrane
pieniądze i przymilnie śmiały się wraz z Jojnem. Mężczyzna przysunął się blisko
do dziewczyny, na widok czego kobiety zaczęły piszczeć i chichotać. – A poza
tym jak się jeszcze nazywasz? – zapytał.
Binele poczuła się tak, jakby Jojne oblał ją wiadrem zimnej wody. Jak się jesz-
cze nazywa? Tak, wiedziała, że ma jeszcze nazwisko rodowe. Umysł gorączkowo
pracował, aby je sobie przypomnieć. Nigdy się nim nie posługiwała, podobnie jak
ojciec. Było ono zapisane jedynie w gojowskich księgach miejskich. Nie powie
przecież Jojnemu, że jest Binele córką Joselego Sprzedawcy Wapna. Słyszała,
jak Jojne wywoływał nazwiska innych kobiet. Nie ośmieszy się. I nigdy więcej już
nie powie o sobie „Binele” – od tej chwili jest Biną. Jej twarz płonęła.
Kobiety ruszyły w kierunku wyjścia. Tylko jedna w średnim wieku, ta, którą
Binele uratowała pierwszego dnia, wciąż stała w pobliżu. Widząc zakłopotanie
dziewczyny, rzuciła:
– Czego pan od niej chce? Przecież pracowała u Pięknego Mojszego, dlatego
nie ma jej na liście.
– U Mojszego Krasawca? Naprawdę? – majster zrobił pozornie srogą minę. –
To niech idzie do Mojszego. – I dodał już naprawdę zagniewany: – A co to panią
obchodzi, paniusiu? Niech się pani stąd zabiera, raz-dwa! – Długim, spiczastym
palcem pokazał jej drzwi.
Gdy tylko kobieta zniknęła, a Jojne został sam na sam z Binele, jego twarz zmie-
niła wyraz. Minę miał zaciętą, lecz mimo to sprawiał wrażenie niepewnego siebie. 29