Page 32 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 32

przez minionych parę dni. Gdy Jojne zbliżył się do niej, zauważyła, że jego zielone
           oczy płoną nie gniewem, lecz tym blaskiem, który dostrzegła wówczas, kiedy
           stali twarzą w twarz.
             – To moje – powiedziała niepewnie.
             – Wiem, że to twoje – pochylił się nad nią i zachrypiał jej do ucha. Następnie
           zawołał na cały głos:
             – Ja, wasz majster, powiadam wam, że to najlepszy kawałek roboty w całej
           hali! Bierzcie przykład, kobietki! – A w kierunku Binele rzucił na głos: – Dlatego…
           dlatego… dołączę cię do sztoperek! Za tydzień! – po czym wybiegł z hali.
             Binele zakręciło się w głowie, a twarz zaczęła jej płonąć. Czy dobrze usłyszała?
           Co się stało z Jojnem Swołoczą? Czy naprawdę tak się jej bał? Wszak to już drugi
           raz, jak jej nie uszczypnął. Udawał, że w ogóle nie widzi Binele.
             – Ma jeszcze dobry wzrok… – usłyszała jak sąsiadki szepczą miedzy sobą.
             – A on ma oko na nią… – inne zamruczały pełne zazdrości.
             – Kto wie, która sztoperka poleci w przyszłym tygodniu… – zadawano sobie
           pytanie. Już żadna z nich nie patrzyła na Binele przyjaźnie. Wręcz przeciwnie,
           przyglądano się jej z otwartym gniewem.
             Kiedy pod koniec tygodnia przyszedł moment wypłaty, kobiety okrążyły Joj-
           nego, który zwrócił się do Binele:
             – Mówisz, że jak nazywasz? – zapytał.
             – Mam na imię Bina – odpowiedziała.
             – To już wiem – zniecierpliwił się. – A dalej?
             Wykrzyknęła, jakby ojciec Josel stał nad nią i szeptał jej do ucha:
             – Nazywam się Bina Joskowicz!
             Dwa ruble znalazły się w jej dłoni. Nie dowierzała własnym oczom. Była
           bogata. Była szczęśliwa.
             W drodze do domu ona i Cypora zatrzymały się, aby kupić twarogu, który
           miał uleczyć z chronicznej biegunki dziecko dziewczyny. Binele spróbowała
           śmietanki z serka, po czym oddała Cyporze kubeczek, aby zły duch nie pod-
           kusił jej do wypicia całej. Gdy mijały pchli targ, Binele kupiła sobie znoszoną,
           ale całą spódnicę. Nie mogła uwierzyć, że pieniądze były jej własnością, że
           spódnica należała do niej – wypracowana, nie ukradziona. Było to wspaniałe
           uczucie, otwierało przed nią świat, budziło nadzieję, pobudzało wyobraźnię.
           Może kiedyś uzbiera odpowiednią sumę, aby kupić sobie białą haftowana
           bluzkę z falbankami pod brodą, a może też czepek, taki jaki noszą kobiety
           w szabas.
             W piątek wieczorem atmosfera Bałut bardzo przypominała tę w Bocia-
           nach. Ulice były zatłoczone bardziej niż zwykle. Stukot warsztatów tkackich,
           dobiegający z okien na parterze i wiecznie towarzyszący ulicznemu tumulto-
           wi, stał się jakby bardziej pospieszny. Wszystko wokół tętniło dwa razy szyb-
           szym rytmem. Czeladnicy odnosili gotowe kawałki roboty, skarpeciarze, dru-
     32    ciarki, rękawicznicy odsyłali resztki kłębków wraz z wykończonym towarem.
   27   28   29   30   31   32   33   34   35   36   37