Page 27 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 27
dwójka szarpała Cyporę za spódnicę, wieszając się na niej z szalonymi okrzykami.
Ona zaś opędzała się od nich głośnymi klapsami w gołe tyłki. Binele pociągnęła
ją za ramię:
– Chodź, trzeba ratować dziecko.
Drżące, ciepłe ciałko dziecka Cypory, trzymane tak blisko piersi, wywołało
w Binele uczucie wzruszenia. Zapach, który od niego dobiegał, był obrzydliwy, ale
jej to przecież nie przeszkadzało. Właśnie on spowodował, że Binele pomyślała
o własnej matce miękko, z czułością, jakby sama była jej rodzicielką.
Gdy tylko wyszły z dzieckiem na ulicę, otoczył je wianuszek dziewczyn.
– Uwierz mi – powiedziała jedna z nich. – Najlepiej iść z nim do Cyganów
w taborze.
Binele kategorycznie pokręciła głową:
– Musi go obejrzeć doktor! – Odwróciła się do Cypory. – Gdzie mieszka doktor?
Cypora wzruszyła ramionami i rozkojarzona popatrzyła pytającym wzrokiem
na dziewczyny.
– Obym tak nie zaznała niczego złego – wyszeptała. – Nigdy nie potrzebo-
wałam doktora.
– Idźcie do Gajgera – poradziła druga panienka, a pozostałe pokiwały głowami.
Po drodze Cypora wyjaśniła Binele:
– Gajger to koński lekarz, oby tak gryzł ziemię. Dziewczyny chodzą do niego,
kiedy potrzebują przysługi… Wejdziesz tam z dzieckiem, co? – Jej wzrok napotkał
spojrzenie Binele. – Jesteś obca. W razie czego dasz sobie z nim radę…
Binele nie zrozumiała.
– Mogę mieć pieniądze… później zdobędę ich trochę. Powiedz mu, że zapła-
cisz później.
– Dla Gajgera nie ma później – westchnęła Cypora. Wyglądała na bardzo
przybitą. Zatrzymała się przed domem Gajgera, nie wiedząc, co robić. W końcu
pociągnęła Binele ze sobą. – No, chodź, czy mam inne wyjście? A zapłacić
muszę sama, i już.
Koński doktor Gajger mieszkał w na wpół drewnianym, na wpół murowanym
domku na skraju ulicy Fajfra. Po wejściu do środka znalazły się w wyłożonej sianem
stajni. Kilka koni leżało pod ścianami, a dwaj chłopcy zajęci byli ich karmieniem.
Gdy tylko obie kobiety z dzieckiem pojawiły się w stajni, chłopcy alarmująco
zawołali: – Gajger! Gajger! Przyszły dwie narzeczone!
Na progu bocznych drzwi w głębi stajni stanął Gajger. Najpierw podszedł do
chorych koni, jakby nie zauważył obu kobiet, objął zwierzęta za grzywiaste szyje,
przysunął usta do ich pysków, jakby chciał je pocałować. „Co u ciebie słychać,
kochaneczko?” – mruknął do kobyły w kącie i dopiero stamtąd zmierzył wzrokiem
„narzeczone”. W końcu podszedł, milcząc przyglądał się im z bliska, czym zmusił
je, aby i one na niego spojrzały.
Nie był wysoki, ale postawny, krępy, o szerokim, masywnym karku i wielkich
uszach, które zdawały się być dwa razy większe niż w rzeczywistości, gdyż sterczały 27