Page 305 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 305
Tojba-Krejndla Tukerin , skurczona kobiecinka z przewieszonym wokół szyi
19
garnkiem bobu, przepchała się do Binele i szturchnęła ją łokciem.
– Jesteś dumna ze swojego narzeczonego, złotko? Przecież otrzymał medal.
Za bohaterstwo. Dlatego puścili go na święta do domu. Tak… całe miasto o tym
gada. Sam starosta powiedział…
– Jeśli miasto tak gada, trzeba temu wierzyć! – zawołała Binele, czując
ukłucie w sercu. Spojrzała ponad głowami otaczających Jankewa ludzi na jego
brązowe, kręcone włosy i pozwoliła, by jej wzrok razem z podmuchami wiatru
pieścił każdy jego włosek, każdy kędzior.
Nagle jej serce zadrżało. Medal za bohaterstwo? Otrzymuje się go za nara-
żenie życia! Oczywiście… narażał także jej życie… narażał ich miłość, która tak
długo wisiała na włosku i ledwo ją uratowali! Twarz jej zapłoniła się, roznosiła ją
złość: „Przecież on nadal pozostał tym samym co kiedyś żółtodziobem!” – złościła
się w sobie. „Ten sam wielki znawca tego, o czym uczą w książkach i całkowity
ignorant w zakresie tego, czego uczy życie. Jak ważył się zrobić coś takiego?
Jest durniem, nie bohaterem! Nie wyjdę za niego, nie, nie ma mowy! Przecież to
jasne jak słońce, że to wszystko, co dla mnie jest świętością, dla niego już teraz
nie jest warte złamanego grosza!”
Nadeszła noc. Binele oddała Jankewowi siennik pod oknem na facjatce i no-
cowała w chałupie ojca. Całą noc przeleżała na wąskiej, rozklekotanej pryczy,
czuwając przemierzała wszystkie ścieżki swojego życia, które doprowadziły ją
do obecnego, najważniejszego momentu.
Rano zeszła z pryczy i przez budzące się miasteczko pobiegła do domu
Jankewa. Słońce wstawało i niebo nurzało się w spienionych, luźnych obłocz-
kach. Zaspani pastuszkowie uliczkami miasta pędzili rozłażące się stada krów.
Żydzi z tałesami pod pachą spieszyli do bejt midraszu albo do bożnicy. Stary
nosiwoda Chaskele człapał pochylony z dwoma wiadrami wody zawieszonymi
na spoczywającym na jego barkach pałąku. Przed wejściem do synagogi stała
grupka Żydów zajętych burzliwą rozmową. Wyglądali tak rześko, jakby spędzili
tu w ten sposób całą noc.
Nagle zobaczyła idącego jej naprzeciw Jankewa. Stanęli w pewnej odległości
od siebie, uśmiechając się niewyraźnie, jak dwójka zawstydzonych dzieci, niemal
nie ważąc się spojrzeć sobie w oczy. Serca im waliły. Wyciągnęli do siebie ręce,
jakby chcieli oto paść sobie w ramiona. Ale jedynie podali sobie dłoń i zachowując
odległość, ruszyli w kierunku szerokiej alei topolowej.
Nagle Jankew roześmiał się i zawołał:
– Mogę się założyć, że pierwszy dobiegnę do brzozowego lasku!
Nie odpowiedziała mu, tylko od razu ruszyła galopem. Dobrze było tak swobodnie
19 Tukerin – kobieta pomagająca Żydówkom przychodzącym do mykwy w dokonaniu rytuału oczysz-
czenia w zgodzie z religijnymi przepisami. 305