Page 302 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 302

tym nieoczekiwanym spotkaniem, wspomnieniami, które z całą świeżością
           stanęły jej w pamięci. Zobaczyła, jak wdrapuje się do bryczki i zajmuje miejsce
           obok woźnicy. Doskoczyła bliżej.
             – Jankew jest na froncie! – zawołała.
             Chłop świsnął batem w powietrzu. Bryczka ruszyła. Abraszka jednak wyskoczył
           z niej i podbiegł do Binele.
             – Znasz się z Jankewem, tak? – zawołał sapiąc i chwytając ją za ramię. Nie
           była w stanie mu odpowiedzieć. – Powiedz mu… powiedz mu… – jąkał się i ści-
           skał jej rękę. – Powiedz mu, że będę rzeźbiarzem… I powiedz mu… – puścił ją,
           odwrócił się od niej i ruszył pędem za bryczką.
             Tak zaczęła się druga jesień Binele w Bocianach.
             Bociany odleciały. Sztetl zaczął się szykować na Jomim Noraim . Nastały
                                                                   16
           szare poranki. Hinda była na Pociejowicach. Gitla i Szejndla w Chwostach na
           przedświątecznych zakupach, gdzie kupowały towar do sklepu. Binele sprzątała
           facjatkę, szorowała krzywą podłogę, podśpiewując sobie pod nosem: Di ojgn
           rojt, di lipn bloj…   – piosenkę, której nauczyła się w warsztacie, gdzie skręcała
                        17
           frędzle przy chustach. Słowa i melodia tej pieśni zawsze ją mocno poruszały
           i teraz, kiedy ją sobie przypomniała i nuciła… a za oknem rozciągała się szarość
           nieba, bez żadnych obietnic… a święto Rosz Haszana  zbliżało się ku obarczo-
                                                       18
           nemu zmartwieniami i niepewnością sercu. Do oczu uderzyło gorąco i łzy zaczęły
           skapywać z czubka jej nosa na mokrą, wyszorowaną podłogę.
             Podczas tego melancholijnego nucenia i pochlipywania Binele usłyszała jak
           we śnie – dalekie, dalekie echo. Bardziej odczuła to ciałem niż usłyszała uszami.
           Wydawało jej się, że na zewnątrz wiatr w liściach delikatnie szepcze jej imię:
             – Binele…
             Tylko jedna para warg mogła w taki sposób wyczarować jej imię. Binele sko-
           czyła na równe nogi, o mało nie wywracając wiadra z wodą i przypadła do okna.
           Na pierwszy rzut oka z podekscytowania nie zobaczyła nic. Ale potem: to był on!
             Na podwórku, pod oknem stał Jankew w zielonym, żołnierskim mundurze.
           Kołnierz zapięty pod szyją. Na odkrytej głowie poranny wiatr lekko poruszał
           jego krótko ostrzyżone włosy. W jednej ręce trzymał rogatywkę z orzełkiem,
           a w drugiej zwolnienie z wojska. Stał z wyciągniętymi ramionami, jakby chciał,
           aby Binele rzuciła się w nie z góry. Wyraz jego oczu był tak wymowny, że o mało
           tego nie zrobiła.



           16   (hebr.) – straszne dni – okres dziesięciu dni od Rosz ha-Szana do Jom Kipur. Czas rachunku sumie-
             nia, pokuty i skruchy.
           17   Patrz przypis 36 na str. 199.
           18   Rosz Ha-Szana (hebr.) – pierwszy dzień żydowskiego roku, przypadał na przełom września i paź-
             dziernika. Święto upamiętnienia stworzenia świata i rozpoczyna okres pokuty, który kończył się
    302      Jom Kipur, czyli Dniem Pojednania.
   297   298   299   300   301   302   303   304   305   306   307