Page 297 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 297

Josel pogładził brodę.
                – A powiedział wam szadchen, że jestem ślepy jak kret… i że nie jestem
             łatwym człowiekiem, oj nie, a poza tym nie będę mógł być zbytnio pomocny
             z moimi zarobkami? Ale będę mógł… no jeśli brakuje wam trochę problemów…
                Hinda wciąż nie rozumiała, o czym Josel do niej mówi.
                – Co macie na myśli, reb Josel? – wydukała.
                – Siebie, mam na myśli siebie – odpowiedział – to, że możemy teraz ustalić
             termin ślubu. I… i utrzymamy to w tajemnicy, tak długo jak się da.
                Tak oto Hinda i Josel stali się parą narzeczeńską, ustalili termin ślubu i trzy-
             mali to w tajemnicy do tego stopnia, że nikomu nie przyszedł do głowy nawet
             cień podejrzenia.
                Ale teraz wybuchła wojna z bolszewikami i Hinda była tak przejęta troską
             o swoich synów, że ledwo wiedziała, co się z nią dzieje. Dlatego Hinda i Josel
             przesunęli ślub na termin po zakończeniu wojny, jeśli Bóg da.

                                               4

             Teraz, kiedy Binele przybyła do Bocianów z dwiema nowinami: że Jankew poszedł
             na front oraz że ona, Binele, jest jego narzeczoną – Hinda nie mogła obejść
             się bez Joselego. Musiała się przed nim wypłakać. I musiała zdać się na niego.
             Inaczej nie mogłaby znaleźć sobie miejsca. Nawet milczenie Joselego przynosiło
             ulgę, czy zwykłe posiedzenie przez chwilę obok niego sprawiało, że było jej lżej.
                Często dziwili się razem, jak los plecie więzy uczuć między ludźmi, czasem
             groteskowo-dziwacznie, czasem boleśnie-pięknie łączą się te ludzkie losy,
             niemal jak w bajce. A ponieważ Hinda wiedziała, że życie nie układa się wciąż
             bajkowo – drżała, żeby nie wystrychnęło ją na dudka i tym bardziej trzęsła się
             nad dolą Jankewa.
                Rzeczywiście była nudziarą i nie przestała nastawać na Joselego:
                – Czas już, jak mi życie miłe, abyście się przeprosili z Binele.
                Jak zwykle czytała w jego myślach. Wiedziała, że od kiedy Binele jest w mie-
             ście, nie dawało mu to spokoju. Wiedziała też, że jeśli nosił w sobie jeszcze
             ból, to Binele stanowi jego punkt zapalny. Zajadłe rozgoryczenie w stosunku do
             Herszelego dawno już go opuściło. Jemu, temu swojemu kadyszowi, przebaczył,
             ot tak, jak się przebacza trupowi. Binele jednak wciąż w nim żyła, jak poczucie
             winy, które stale wobec niej żywił, jakby stała mu się droższa. Cała delikatność
             i czułość, jaką pod twardą skorupą miał w swoim sercu – nosiły imię Binele. Cza-
             sami wydawało mu się, że dzięki tej miłości, która wciąż w nim iskrzyła, w pewien
             sposób to ona razem z Hindą prowadzi go. Tak, wielka jest zagadka ludzkiego
             serca… tajemnica dróg, jakie ono wynajduje sobie, aby się uzewnętrznić. Hinda
             też wiedziała, że Josel boi się spotkania z córką i że ona musi mu w tym pomóc.
                W końcu wyrzucił z siebie:
                – Przyślij ją.                                                    297
   292   293   294   295   296   297   298   299   300   301   302