Page 292 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 292

przerwał jej w pół zdania. – Mam też kawalera, który będzie pasował jak ulał
           do waszej… Szejndli.
             A gdy Hinda znowu zaczęła swoją przemowę, bo tego dnia trajkotała jak
           katarynka, pozwolił jej mówić, a sam wsunął rękę pod drugą pazuchę i wycią-
           gnął kopertę wypchaną fotografiami kandydatów do ożenku i kandydatek do
           zamążpójścia. Zdjęcia te przekazali mu w ścisłej tajemnicy rodzice z Chwostów
           i innych miejscowości. Miał też drugą kopertę, jeszcze większą, z fotografiami
           bocianieckich młodzieńców i panien.
             – Czasy są obecnie takie… – z uśmiechem przerwał jej znowu w pół zdania.
           – Młodzi nie chcą zdawać się na gust swatów… ani nawet na gust rodziców…
           chcą zobaczyć twarz.
             Teraz to już sama Hinda przerwała zarówno swoją przemowę, jak i reb Mena-
           szela, odsunęła od siebie jego rękę z kopertami i czarnym notesikiem, po czym
           spokojnie i jasno wyjaśniła:
             – Mówię o narzeczonym dla mnie.
             Reb Menaszel wychylił się zza stołu, jakby chciał lepiej przyjrzeć się tej oto
           starej, pomarszczonej kobiecie, z której „nic nie zostało”, upewnić się, czy aby
           ona nie zidiociała, po czym zapytał z uśmiechem:
             – Co masz na myśli… dla ciebie… dla siebie samej?
             – Mam na myśli to – nie dała się zbić z tropu – że chciałabym wyjść za mąż
           za Joselego Obeda.
             – Co?! – reb Menaszel aż podskoczył z miejsca.
             Pociągnęła go za rękaw, żeby usiadł z powrotem, a kiedy opadł znów na
           krzesło, kontynuowała:
             – Chcę, żebyś jutro z rana poszedł do niego i zaproponował mu małżeństwo.
             – Hindo, oszalałaś… – zakłopotany i zmieszany reb Menaszel pokręcił głową.
             – A czy dzisiejsze czasy nie zdają się szalone? – reb Menaszelowi wydało się,
           że uśmiechnęła się kokieteryjnie pomarszczonymi ustami. – Więc… więc jeśli
           jesteś moim dobrym przyjacielem, jak mnie zapewniasz, to bądź tak miły, reb
           Menaszelu, i zrób to, o co cię proszę.
             Teraz to już reb Menaszel zagotował się ze złości:
             – Nie ma mowy! – zawołał. – Ty możesz sobie zwariować, proszę bardzo. Ale
           ja jeszcze nie oszalałem!
             – Dla mnie, dla Hindy od sojfera … nie zrobisz tego, reb Menaszelu? – za-
                                         10
           pytała, a jemu się wydało, że szelmowsko mrugnęła do niego swoimi wielkimi
           oczami okolonymi czerwonymi obwódkami od częstego płaczu.
             Choć reb Menaszel już długie lata nie miał po co spotykać się z Joselem Obe-
           dem, pamiętał dobrze smak tamtych czasów, kiedy miał z nim co robić. Obecnie
           rzadko zamieniał z nim słowo i unikał go jak ognia. A teraz Hinda przyszła do


    292    10   Sojfer (jid.)  – skryba, przepisujący święte teksty, pisarz.
   287   288   289   290   291   292   293   294   295   296   297