Page 296 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 296

Tak! Ten pomysł nagle mu się spodobał! Dokonanie takiej rzeczy było w jego
           obecnym stylu. Miało to w sobie coś prowokacyjnego, wywrotowego. – I wyraźnie
           zobaczył sąsiadkę, Nudziarę, przybywającą do Bocianów, aby stać się narzeczoną,
           z wielkim, ciężkim kokiem na karku, tym jej krokiem, który ledwo dotykał ziemi.
           Oczywiście, jego Marimel bardziej mu się podobała – ale Marimel nigdy go już
           nie dotknie, a ona, Hinda i owszem: swoim głosem, swoim szczupłym ramieniem,
           na którym każdego dnia się wspierał.
             Potem w miasteczku znowu pojawił się Abele Głupek. Podstarzały Abele,
           posiwiały, chudy jak patyk, ale z tym samym głupkowatym uśmiechem na twa-
           rzy. Nikt nie mógł od niego wyciągnąć, co się z nim działo, gdzie był i jak znowu
           trafił do Bocianów.
             Kiedy pytano go: „Abele, gdzie byłeś?”
             Odpowiadał dokładnie jak kiedyś: „Tam”.
             Pytano go: „Co to znaczy – tam?”
             Odpowiadał: „Za cmentarzem”.
             Ludzie zaprowadzili Abelego do sklepiku Joselego. Abele ledwo trzymał się na
           nogach. Nie miał butów, stopy pokrywały mu ropiejące wrzody i rany. Gdy tylko
           podszedł do Joselego, położył się przy jego stopach, skulił się i po chwili dał się
           słyszeć jego głośny, ciężki kaszel. Josel nie otworzył ust. Tłum przed drzwiami
           sklepu chwilę dyskutował, spekulował, skąd Abele wziął się tutaj i w końcu
           stwierdzono, że prawdopodobnie na mocy amnestii Abele został uwolniony
           z więzienia gdzieś w Rosji lub w Polsce. Pozostała jednak kwestia, w jaki sposób
           taki szaleniec mógł niczym pies rozpoznać drogę powrotną do domu. A potem
           ludzie się rozeszli.
             Kiedy Josel otrząsnął się z oszołomienia i poczuł u swych stóp gorący oddech
           Abelego, roześmiał się w duchu i mruknął:
             – Widzisz Abele, z wszystkich siedmiu… ty jeden mi zostałeś…
             Josel i Abele Głupek zaczęli się rozumieć poprzez jakby dodatkowy zmysł
           i Joselemu całkiem łatwo przyszło przyuczenie Abelego do pomocy w pójściu do
           sklepu i powrocie z niego. Chciał też zabrać Abelego do domu, żeby zamieszkał
           z nim, ale Abele każdej nocy uciekał z mieszkania, żeby spać w komórce na
           Pociejowie.
             Josel zinterpretował pojawienie się Abelego jako cud – i rozlał się w nim
           spokój, jak gdyby przekroczył jakąś granicę i przeszedł do zupełnie nowej krainy.
             I tak jakiś czas później, kiedy wpadła do niego Hinda, bardzo się ucieszył.
           Od kiedy miał Abelego, rzadziej spędzał z nią czas, nawet garnuszki z jedzeniem
           podawała mu przez niego. Dlatego Josel chciał, aby teraz – od razu, kiedy do-
           siadła się do niego, mile rozbrzmiał jego głos.
             – Powiedzcież mi sąsiadko, po co potrzebny nam szadchen, reb Menaszel, ha?
             Hinda wbiła w niego wzrok. Długi czas nie odpowiadała mu. Nie była pewna,
           czy Josel nie stroi sobie z niej żartów. W końcu odezwała się:
    296      – U Żydów tak się postępuje.
   291   292   293   294   295   296   297   298   299   300   301