Page 291 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 291

coś, co dawno tu nie gościło: uśmiech.
                – Joslu – Hinda była zdumiona. – mnie… serce mi się kraje, a wy się śmie-
             jecie, reb Joslu?
                – Broń Boże, Hindo… Mnie też serce się kraje… Idź, powiedz Pesi, aby prze-
             stała  mieszać się, gdzie jej nie proszą.
                Zanim zdążyła odwrócić się, by wejść do izby, Pesia Szloch podeszła do progu
             z miseczką kartoflanki i podała ją Hindzie:
                – Uważaj, gorące!
                Ta odwróciła głowę, żeby Pesia nie zauważyła jej zapłakanej twarzy.
                – Dziękuję – wyszeptała Hinda i pochlipując, zaczęła karmić Joselego.

                                               3

             Hinda i Josel Obed dzielili pewną tajemnicę.
                Jakiś czas temu, zanim wybuchła wojna polsko-bolszewicka, Hinda odbyła
             długą rozmowę z reb Menaszelem Szadchenem. Rozmowę tę rozpoczęła od ob-
             szernego wstępu o ich długiej znajomości i przyjaznych relacjach, potem rzuciła
             garść wspomnień, aby go przychylnie nastawić do siebie. Naprawdę jednak, kiedy
             Hinda mówiła w sposób całkiem do niej niepasujący, stary Menaszel, który zęby
             zjadł na łączeniu w małżeństwa bocianieckiej młodzieży, domyślał się, że choć
             funkcja szadchena  nie była oficjalnym fachem i ostatnio całkiem dobrze radzono
                             9
             sobie bez jego zdolności do odgadywania boskiego planu przy zestawianiu par
             – to jego stara, dobra przyjaciółka Hinda przyszła do niego po to, co pozwoli mu
             podreperować szacunek do samego siebie jako swata. Przyszła zapewne prosić
             go, aby zajął się znalezieniem kandydatów dla jej dwóch córek, które zbliżały się
             już do dwudziestki i dawniej byłyby już matkami.
                Nim Hinda skończyła swój wstęp, reb Menaszel wydobył zza pazuchy postrzę-
             piony notesik, bo choć ostatnio żadnych ważnych transakcji nie dokonał, wciąż
             postępował jak dawniej i starannie, w alfabetycznym porządku, zapisywał sobie
             czarno na białym wszystkie pojawiające się kandydatury do swatania wraz z ich
             zaletami, ponieważ dla niego nie miały one żadnych wad – bo jakież to ważne
             wady mogą być, jeśli garbaci rodzice mogą wydać na świat dziecko bez garbu?
                Menaszel faktycznie miał dwóch odpowiednich kawalerów dla takich bły-
             skotliwych i miłych dziewcząt jak córki Hindy, choć nieco zasiedziałych, no i bez
             grosza posagu. Ale przecież w Bocianach nastała nowoczesność i taki postępowy
             szadchen jak on wiedział, że obecnie takie zalety narzeczonej jak uroda oraz
             mądrość zyskały na wartości i wkrótce będą mogły zastąpić posag.
                – Mam oto dla was, na przykład, taką partię… dla Gitli, no palce lizać –



             9    Szadchen (jid.) – żydowski swat zajmujący się kojarzeniem par, za co otrzymuje odpowiednie wyna-
                grodzenie.                                                        291
   286   287   288   289   290   291   292   293   294   295   296