Page 289 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 289

Binele spełniła jej prośbę. To była mówiąca po polsku inteligentka, miesz-
             kająca na Placu Wolności.
                – Proszę pani… – kobieta wybuchnęła spazmatycznym płaczem – z nożami
             i siekierami przyszli w środku nocy, wyważyli drzwi, wyrwali żaluzje, wybili szyby
             i wyrzucili meble przez okno. Razem z rozbebeszoną pościelą. Wszystkich Żydów
             wygonili z domów, rozbijali im głowy… Igraliśmy z losem, proszę pani. Mój mąż
             zamknął nas w komórce. A sam dołączył do młodych ludzi z bojówki… Pogonili
             pogromszczyków drągami i siekierami. Potem przyszła kolejna banda, krzycząc:
             „Śmierć Żydom!” i znowu się zaczęło.
                Kobieta stała z twarzą zwróconą do ściany, aby nie rozpoznano jej na dwor-
             cu … Cała się trzęsła i wyglądała jakby się modliła. A przestraszone, śpiące
               7
             dzieci kiwały się razem z nią.
                – Rano wrócił mój mąż, kazał spakować walizkę i jechać z dziećmi do War-
             szawy. On dojedzie, tak mi obiecał… Wyglądał jak trup…
                Dzieci obudziły się. Przygryzła wargi i zaczęła je uspokajać.
                Przybywszy na nowo wybudowaną stację kolejową w Bocianach, Binele z to-
             bołkiem w ręku ruszyła wąską aleją topolową. Tutaj kiedyś zwykła oczekiwać
             panicza, syna księcia, który mijał ją jadąc karetą albo konno – na białym rumaku.
             Tędy też wiodła jej powrotna droga z fabryki pluszu, kiedy chciała zażyć długiego
             spaceru. Jak banalne wydawały się teraz ówczesne jej problemy w porównaniu
             z obecnymi. Oczami obcego przybysza obejrzała nowo postawiony gmach szkoły.
             Zadzwonił szkolny dzwonek i hałastra bosych dzieciaków ze wszystkich stron biegła
             do budynku. Potem zobaczyła nowy ratusz stojący przy rynku i starym kościele
             z plebanią. Po drugiej stronie był Pociejów, tam z pewnością w małym sklepiku
             siedział jej ojciec – Josel Obed. Przeszła rynek od strony kościoła. Przechodnie
             na uliczkach oglądali się za nią, nie będąc pewnymi, czy to jest ona, czy nie.
                Pokonała połamane schody prowadzące na poddasze do pokoiku Hindy.
             Drzwi były zamknięte na łańcuch, odczepiła go i weszła, po chwili przybyła Gitla
             z wiadrem wody.
                – Jestem Binele, od Joselego Obeda… – Binele zbliżyła się do niej. – Jestem
             narzeczoną Jankewa… Dziś rano poszedł do wojska.
                Gitla wydała z siebie zduszony krzyk, ręką przykryła usta, a potem zawołała:
                – Czekaj tu! – i wybiegła z pokoju.
                Binele podeszła do okna i wyjrzała na pobliski ogród, na miasteczko. Na
             przeciwległym dachu obok starego koła stały dwa bociany, które zbudowały sobie





             7    W rozlepianych na stacjach kolejowych odezwach nacjonaliści pisali, że Żydzi są pionierami bol-
                szewizmu, i prowadzą wojnę podjazdową przeciwko Polakom. Pod wpływem tych oskarżeń docho-
                dziło do licznych ataków na Żydów ze strony ludności cywilnej i wojska, m. in. w łódzkim pogromie
                we wrześniu 1919 r. brali udział hallerczycy.                     289
   284   285   286   287   288   289   290   291   292   293   294