Page 261 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 261
Panna Polcia coraz częściej czekała na Jankewa. Jeśli nie był głodny i nie
miał obowiązków partyjnych, szedł z nią na górę do jej mieszkania. Zauważył,
że zaprasza go tylko wtedy, kiedy jej rodziców nie ma w domu i nie miał nic
przeciwko temu. Nie przeszkadzało mu też, że ta przyjaźń z jej strony nie była
niczym więcej jak kolejną ekstrawagancką fantazją jedynaczki.
Często, kiedy panna Polcia odkryła, że barek w salonie nie jest zamknięty,
częstowała go kieliszkiem likieru. Kiedy alkohol rozchodził się po jego ciele, za-
czynał snuć opowieści, które sam wymyślał. Dokładnie tak, jak czynił to w czasie
swoich spacerów z Abraszką, kiedy był rozochocony bocianiecką przestrzenią
i ciekawością chłopca.
W połowie opowiadania zauważył zafascynowane spojrzenie jej szeroko
otwartych oczu, wyraz rozpromienienia wokół ust i ogarnęło go wrażenie, że
siedzi przed nim mała dziewczynka, a i on sam jest dzieckiem – wówczas jego
opowieść stała się jeszcze bardziej bajeczna.
Pewnego razu, kiedy wątek jednej z opowieści wyczerpał się, zasłuchana Polcia
pozostała długo nieruchoma, po czym przytłumionym szeptem wymamrotała:
– Proszę to spisać, panie Jakubie. Nie wolno utracić takiego piękna.
– Piękna mojej polszczyzny? – zażartował.
– O, pana polszczyzna… w ogóle nie zwróciłam na to uwagi.
– To wielki komplement dla mnie. Szczególnie, że słyszę go od pani!
– Proszę sobie nie żartować ze mnie, panie Jakubie. Musi pan spisać tę
historię. Pomogę panu.
– To uczyniłoby ze mnie pisarza, panno Polciu, co nie mieści się w moich
ambicjach.
Patrzyła na niego poważnie, milcząco, po czym zapytała:
– A jakie są pana ambicje, panie Jakubie?.
Wzruszył ramionami.
– Nie myślałem o tym.
– Nie ma pan osobistych ambicji, żadnych?
Przyglądał się jej przez dłuższą chwilę pytającym spojrzeniem. Jakie rzeczy-
wiście były jego ambicje… osobiste ambicje? Panna Polcia rozpłynęła się przed
jego oczami i wpatrywał się w dal… w siebie.
Niepewnie wymamrotał:
– Może mam jedną… – Miał obawy. – Nie wiem, czy można to nazwać ambi-
cją. Ale chciałbym… chciałabym móc dobrze kochać. A z tym jest bardzo ciężko.
– Ciężko? – w dziecięcym zdziwieniu uniosła brwi. – Przecież to przychodzi
łatwo. To przychodzi samo z siebie, czyż nie?
– Powiedziałem: dobrze kochać.
– Kochanie jest samo z siebie dobre – patrzyła mu prosto w oczy.
Zrobiło mu się niewygodnie i zaczął kręcić się na sofie. Wplątał się w rozmowę,
której wolał raczej uniknąć. Teraz jednak musiał powiedzieć, co miał na myśli.
– Miłość powinna być dobra, ale często jest egoistyczna, a nawet destruktywna, 261