Page 258 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 258

Wprowadziła Jankewa do pokoju, którego niemal połowa zajęta była przez
           fortepian.
             – Patrzy pan na instrument? – zapytała, zdejmując z siebie płaszcz i niedbale
           rzucając go razem z teczką na stołek fortepianowy. – Właściwie powinien on stać
           w salonie, ale… Jakby to panu powiedzieć? Często potrzebuję jego towarzystwa.
           Nie po to, aby grać, ale żeby po prostu z nim być… Podobnie, jak z przyjacielem,
           z którym można pobyć razem, nie mając potrzeby rozmowy.
             Oswobodziła ręce i stanęła naprzeciw Jankewa w swoim granatowym mun-
           durku gimnazjalnym: plisowaną sukienką z szerokim, białym kołnierzem mary-
           narskim, z którym mocno kontrastowała czerń jej włosów. Wyglądała młodziej,
           dziecinnie, bardziej bezpośrednio. Zjadliwość wyostrzająca rysy znikła z jej twarzy.
             – No, co tak stoimy? – zawołała i zrzuciła z nóg buciki. Nosiła grube, brą-
           zowe podkolanówki, jak wszystkie uczennice. Kiedy skoczyła na sofę i usiadła
           z podciągniętymi nogami, schowanymi pod rozłożystymi plisami sukienki, spod
           której wystawały jedynie stopy, Jankew odruchowo ogarnął je wzrokiem. Były
           drobne, kształtne. Teraz mógł dojrzeć przez podkolanówki kształt każdego jej
           drobnego paluszka.
             Ledwo udało mu się usadowić na drugim brzegu sofy, a już Polcia rozgadała
           się o szkole, o swoich przyjaciółkach, przedmiotach, nauczycielach, zalała go
           potokiem słów, dowcipnymi spostrzeżeniami, szkolnymi anegdotami, żarcikami
           – których celem było, jak się Jankew szybko zorientował to, aby on poczuł się
           swojsko. Kiedy przywołała nazwisko dyrektora, założyciela gimnazjum, pana
           Wajskopa – Jankew przygryzł wargi. W pierwszej chwili miał chęć wyznać jej, że
           ten oto ulubieniec dziewcząt z gimnazjum, ten wielki, najdoskonalszy na świecie
           człowiek, nie jest Jankewowi obcy. Postanowił jednak lepiej przemilczeć ten fakt.
             Panna Polcia od razu zauważyła, z jakim zainteresowaniem i uwagą Jankew
           teraz jej słuchał, delektowała się więc dalszą opowieścią o panu Wajskopie oraz
           o tej szczególnej bliskości, jaka łączyła ją z nim, ponieważ był on przyjacielem
           rodziny.
             – Wszystkie dziewczyny mi zazdroszczą – zachichotała. – Wszystkie się
           w nim kochają, po uszy! – odczekała chwilę, wbijając w Jankewa roześmiane
           spojrzenie. – Nie zapyta mnie pan, czy ja też jestem w nim zakochana?
             – A jest pani? – zapytał Jankew speszony i zaczerwienił się.
             – On jest zakochany we mnie!
             – Miała pani… miała pani mi poczytać… – wyjąkał.
             Stuliła dolną wargę, udając obrażoną.
             – A co tak panu spieszno, panie Jakubie ?
                                               21
             Czuł silny głód, ale nie chciał, aby go częstowała jedzeniem. Było mu duszno.



    258    21   Polcia zwraca się do Jankewa imieniem w brzmieniu przyjętym w języku polskim.
   253   254   255   256   257   258   259   260   261   262   263