Page 255 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 255
na ramiona lśniących pasmach włosów i zapytać tego rozjuszonego podlotka,
dlaczego ukrywa swoją prawdziwą twarz. Co za ogień trawi jej wnętrze, że aż
musi wykrzykiwać, wypluwać z siebie tyle żółci.
Panna Polcia roześmiała się gorzko.
– Ja jestem ignorantką! Ja jestem ignorantką, a pan Polin, który nie wie,
kiedy powiedzieć „dwie”, a kiedy „dwa”, nie jest ignorantem! – zawołała do
innych sprzedawców. – To może mi pan powie, drogi panie Polin – drwiąco skło-
niła się przed nim – w jakim języku obywatele Rzeczpospolitej Polskiej powinni
mówić? Czy powinni szwargotać w jidysz czy żydłaczyć po polsku? – Widziała,
że pan Moris i jego poplecznicy czerpią przyjemność z tej sceny i kontynuowała
podniesionym tonem jak aktorka odgrywająca swoją rolę dla publiczności. –
W taki sposób okazujemy szacunek wobec samych siebie i wobec naszej nowej
ojczyzny? – Była coraz bardziej rozjuszona. – I dziwi się pan, że Polacy nas
nienawidzą i plują na nas?
Jankew uśmiechnął się ze smutkiem.
– A na panią nie plują, panno Polciu?
– Żeby pan wiedział! – zawyła ze złości. – Mówię lepszą polszczyzną niż
ich prostacy. Znam lepiej Mickiewicza, Słowackiego i całą polską literaturę niż
tysiące Polaków w naszym mieście! I jestem też lepszą patriotką, lepszą Polką
niż wielu z nich!
Jankew obrzucił spojrzeniem czarne włosy panny Polci, zajrzał jej w oczy, w któ-
rych wrzał skrywany ból, zmieszany ze złością oraz rozgoryczeniem, i pomyślał,
że Ester Hamalke musiała prawdopodobnie tak właśnie wyglądać w chwilach
bezsilności.
– Krzyczy pani, panno Polciu – powiedział ze spokojem – ale pani włosy i oczy
krzyczą jeszcze głośniej!
– Nieprawda! – jeszcze bardziej się rozzłościła. – Kolor moich włosów nie ma
tutaj nic do rzeczy, jeśli tylko zechcę, mogę je zafarbować na blond!
– Oczy też – na niebiesko? A co pani zrobi z tym żydowskim, smutnym spoj-
rzeniem?
– Proszę mi nie wmawiać takich idiotyzmów, drogi panie – roześmiała się
z goryczą. – Pana wiecznie jęczące, osiemnastoletnie łamagi wszędzie widzą
smutek, jedynie smutek! Zawsze uderzają w pogrzebowy ton. Moje spojrzenie
jest wściekłe! Takie jest! Pan chce mnie na siłę wepchnąć z powrotem w wasze
stęchłe bagno! Ale niech pan to sobie raz na zawsze dobrze zapamięta: nie
jestem „żydowska”, nie chcę być i nikt mnie do tego nie zmusi, zrozumiano?
Jestem Polką, dumną Polką, zrozumiano?
Złapała teczkę i zwróciła się do sprzedawców, którzy z przyjemnością nadal
przyglądali się tej scenie:
– Słyszał pan, panie Moris, tę skandalicznie zdradziecką, staromodną, bez-
produktywną mowę?
Pan Moris i pozostali sprzedawcy współczująco pokiwali głowami. 255