Page 249 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 249

zmuszał ich do strajku. Ale bywał przecież w domu reb Icielego, w którym wrzało
             jak na jarmarku, z wiecznym przemarszem dzieci na chwilowym i stałym keście .
                                                                             15
             Widział też dobroczynność reb Icielego, jego poważną troskę w tej kwestii, ob-
             serwował, ilu obcych i bliskich ludzi zapraszał każdego dnia  do stołu od rana
             do nocy zastawionego wyśmienitym jedzeniem, obłożonego bochnami chleba.
                I ta nienawiść stawała się trudną sprawą. Teoria walki klas pozostała jedynie
             teorią, ponieważ Jankew lubił reb Icielego. Lubił przychodzić do jego domu na
             szachy, siedzieć w pokoju gospodarza na twardym, skórzanym fotelu. Służba
             przynosiła mocną herbatę z plasterkami cytryny, podawano cukiernicę i talerzyk
             konfitur. Po partyjce szachów przychodziła pora na pogawędkę lekką i przyjemną
             o wszystkim, co ich obu interesowało – poza polityką.
                Reb Iciele całym sercem nienawidził polityki. Była dla niego diabelską grą,
             licytacją kłamstw i hochsztaplerstwa, glebą dla wyolbrzymionych, a jednocze-
             śnie niskich ambicji, które wiodły do upadku świata. A Jankewowi nie udało się
             wyjaśnić reb Icielemu, jak on sam zapatruje się na tę kwestię. Wiedział, że każdy
             postrzega życie według zasobności swojej kieszeni, i że to określa, po której stro-
             nie barykady ten i ów się znajduje. A w takim razie wzajemne próby przeciągania
             tego czy innego na swoją stroną były niemożliwe. Nikt nie chciał myśleć inaczej
             niż w zgodzie z własnymi, indywidualnymi interesami. Rozmowa z reb Icielem
             o całym świecie – poza polityką – dawała Jankewowi wytchnienie od zgiełkli-
             wego, intensywnego życia partyjnego, była dla niego swoistym odświeżeniem.
                Łamana polszczyzna Jankewa rodem z bocianieckiego sztetla nie zrobiła
             najlepszego wrażenia na reb Icielem, który sam też nie mówił po polsku dużo
             lepiej, ale cenił wysoko poprawną polszczyznę. Polecił zatem Jankewowi, kiedy
             przyjmował go na sprzedawcę do swojego eleganckiego sklepu obuwniczego,
             aby zabrał się do nauki języka, a póki co, powinien trzymać się głównego sprze-
             dawcy – pana Morisa.
                – Pan Moris mówi klasyczną polszczyzną – wyjaśnił Jankewowi z drwiącym
             uśmieszkiem – ponieważ skończył klasę… jedną klasę gimnazjum. A poza tym
             – dodał reb Iciele – pan Moris jest tak inteligentny, że niemal słowem nie odzy-
             wa się w jidysz i w ogóle zapomina, że jest obrzezany. Ale co z tego? Jest moim
             krewnym, ma żonę, „wielką inteligentkę” i dwie córki gimnazjalistki, i żadnego
             innego fachu w ręku…  A bezrobotnych, jak wiesz, w mieście nie brakuje… Więc
             go trzymam, rozumiesz? – Oczy reb Icielego rozgorzały. – Kto wie? A może przy
             tobie pan Moris znowu stanie się prawdziwym Żydem?  I choć pewnie o tym nie
             wiesz, Jankewie, ale wydaje mi się, że nawet gdyby jakiś bandyta spędził z tobą
             trochę czasu, również by się nieco uczłowieczył.
                – Proszę tak nie mówić, reb Iciele – Jankew stłumił śmiech.



             15   Kest (jid.) – utrzymanie, wikt i opierunek, żydowska tradycja utrzymywania zięcia i jego rodziny
                przez rodzinę wydanej za mąż córki, by mógł kontynuować studia talmudyczne.  249
   244   245   246   247   248   249   250   251   252   253   254