Page 245 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 245

nihilizm, i zaczynam wtedy oddychać pełną piersią. Jeśli chcesz wiedzieć, brachu,
             to darwinizm jest jedynym akceptowalnym „izmem”. Człowiek, choćby na głowie
             stawał, w istocie swej pozostaje zwierzęciem.
                – Zwierzę nie ma tego typu problemów, które ty dopiero co mi przedsta-
             wiłeś – odpowiedział mu Jankew. – Zwierzę żyje jedynie swoją zwierzęcością,
             a człowiek – nie. Człowiek, poza strawą, potrzebuje idei i ideałów, choćby tylko
             po to, aby je wyśmiać. Biada jemu i jego sąsiadom, jeśli pozostanie jedynie przy
             swej zwierzęcości.
                Jedna rzecz Barucha rzeczywiście poruszyła: fakt, iż Polska stała się niepod-
             ległym krajem. I w tej sprawie Jankew zgadzał się z nim całym sercem. Różnili
             się w kwestii rewolucji w Rosji: Baruch uważał, że w ogóle nic dobrego ona nie
             przyniosła, a Jankew, że wiele dobrego, ale zgadzali się, że w przypadku Polski
             zwyciężyła sprawiedliwość. To były właśnie dni, kiedy wyzwolony polski naród,
             upojony swoją wolnością, odnosił się wrogo do wszystkiego, co nie było słowiań-
             sko-polskie. Hallerczycy, żołnierze z armii wyzwoleńczej generała Hallera, wrócili
             z Francji i z wielkim entuzjazmem zaczęli obcinać Żydom brody, a przy okazji
             nierzadko i fragmenty ciała. Jankew i Baruch ufali, że to są chwilowe ekscesy,
             a wkrótce zacznie się budowa prawdziwie wolnej Polski, według Barucha – na
             liberalnych, zachodnich fundamentach, zaś Jankew wciąż jeszcze ufał, że na
             socjalistycznych, ale obaj wierzyli, że uszlachetni ona polski naród.
                Baruch nastawał na Jankewa:
                – Powiedz mi szczerze… Nie przestajesz mówić o odnowie. To dlaczego nie
             próbujesz chociaż trochę zmienić własnego życia, ha? Jaki sens ma, powiedz
             mi, marnowanie życia przy warsztacie tkackim? Mówisz, że nie masz smykałki
             do handlu, dobrze, ale pomiędzy tkactwem a handlem istnieją jeszcze tysiące
             innych rozwiązań.
                – Jakiego rodzaju na przykład? – zapytał Jankew.
                – Rób coś, co pozwoli ci wykroczyć poza zaspokajanie potrzeb życiowych,
             coś, co pozwoli ci, choćby na milimetr, wyprostować plecy. Jeśli koniecznie nie
             chcesz stać się, broń Boże, bogaczem, to przynajmniej nie bądź oprawcą dla
             siebie samego, choćby z życzliwości dla mnie, abym mógł przyjaźnić się z nor-
             malnym człowiekiem, a nie z kawałkiem krosna.
                Jankew machnął ręką.
                – Szkoda zachodu. Lada dzień i tak wezmą mnie do wojska.
                Jankew nie miał jednak zbyt wiele czasu na zaprzątanie sobie głowy myślą
             o pójściu do wojska. Rzucił się w wir pracy partyjnej. Organizowały się związki,
             powstawały rady pracownicze, instytucje kulturalne wyrastały jak grzyby po
             deszczu.
                W warsztacie, w którym pracował, zaszły wielkie zmiany. Wowa Cederbojm
             zorganizował w swoim mieszkaniu własną tkalnię i Lejb Garbus poszedł pracować
             do niego. Tym sposobem zawsze, kiedy była taka potrzeba, mogli swobodnie
             angażować się w pracę partyjną. – Reb Zejwel mógł się zatem bez przeszkód   245
   240   241   242   243   244   245   246   247   248   249   250