Page 247 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 247

Reb Iciele, „gerowski” chasyd, nie tak dawno uruchomił dużą fabrykę obu-
             wia i zajął się odziewaniem „bosych” stópek nie tylko bogatych dam z Łodzi,
             ale także z całej Rzeczpospolitej. Sklep na ulicy Piotrkowskiej służył mu jako
             rodzaj witryny reklamowej, swoistego cacuszka. Bo choć był bardzo poważnym
             i szanowanym mężczyzną, jak każdy człowiek potrzebował takiej swojej igraszki,
             która harmonizowała z jego specyficznym charakterem.
                Jak większość przedwojennych bogaczy był dorobkiewiczem talmudystą, który
             zaraz po wojnie poruszył niebo i ziemię, aby osiągnąć tę pozycję, jaką osiągnął
             przed światowym konfliktem. Należał do tego rodzaju łódzkich dorobkiewiczów,
             którzy twardo stąpali po ziemi, ale głowę mieli w chmurach – łączyli Torę i biz-
             nes, przedsiębiorczość i fantazję, błyskotliwość i przebiegłość. Przekonania oraz
             spryt współgrały ze sobą w jego charakterze. I tym się rzeczywiście różnił od reb
             Mejera Wajskopa, ojca Barucha, również uczonego w Torze, który pozostawał
             jednak człowiekiem o sztywnym karku, zabobonnym, pozbawionym elastyczności.
             Budował, kiedy miasto się budowało; był zamożny, gdy miasto było zamożne,
             a czas wojny, gdy miasto oszczędzało, prawie zmiótł go z powierzchni.
                Reb Iciele był już raczej podobny do poprzedniego pracodawcy Jankewa,
             reb Zejwela Malkesa. Posiadał zdolność wańki-wstańki, którą choćbyśmy nie
             wiadomo jak przyciskali do podłoża, to i tak się podniesie, a do tego jeszcze
             sprawnie używał swojej głowy. Gdy tylko skończyła się wojna, a świat się zmienił
             – on również zaczął się zmieniać i dopasowywać.
                Reb Iciele Hitlmacher był człowiekiem, który żył nie tylko dla siebie samego.
             Jako jedyny ze swojej wielkiej rodziny szybko stanął na nogi i był zawsze oblegany
             przez krewnych i znajomych, miejscowych i przyjezdnych, którzy wciąż pukali
             do jego drzwi. Zwracano się do niego po pieniądze na chleb i na wiano, a także
             po środki na rozkręcenie jakiegoś interesu, poza tym przychodzili do niego po
             darowizny wysłannicy wszelkiego rodzaju bractw i towarzystw dobroczynnych.
                Reb Iciele przybył do Łodzi po wojnie ze sztibla „gerowskich” chasydów
             w Aleksandrowie. Wraz z tą zmianą w jego życiu zmienił też swój chasydzki wy-
             gląd. A kiedy dokonał tego kroku, okazało się, że miał też coraz mniej czasu, aby
             zajmować się sprawami chasydzkimi i w ogóle kwestiami Rebojne szel Ojlem.
             Był zajęty liczeniem weksli, a każdą wolną chwilę spędzał na chłonięciu wszyst-
             kimi zmysłami otaczającego go świata, jakże odmienionego od tego, który znał
             wcześniej. Objeżdżał miasta oswobodzonej Polski, aby „wyczuć klimat”. Bardziej
             mu były w głowie fasony damskich bucików niż Talmud i jego komentarze. Tak
             wiele nowych stylów i wynalazków w produkcji obuwia, w obróbce skóry przyszło
             z Zachodu. Trzeba je znać, jak tylko docierają tutaj, nie czekać, aż ktoś inny to
             zrobi, podchwyci pomysły i podsunie klientowi, czy może raczej klientce.
                Aby uchodzić za nowoczesnego człowieka, reb Iciele Hitlmacher musiał
             przywdziać współczesny strój, nosił zatem płaszcz o długości trzy czwarte,
             usztywniany czarny kapelusz oraz bródkę przystrzyżoną na niemiecką modę.
             Pejsy zasłaniał, albo wręcz chował pod kapeluszem, lub przeciwnie: puszczał   247
   242   243   244   245   246   247   248   249   250   251   252