Page 205 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 205
u najlepszych profesorów. A tu, widzisz – wskazał na drugą półkę – najlepsze
pozycje niemieckiej literatury… Uczę się też francuskiego.
Jankew pokiwał głową.
– To samo dzieje się ze mną. Szalona potrzeba… głód… łaknienie wiedzy…
chciałbym wszystko pochłonąć naraz. Ale skoro ty masz nauczycieli, to pewnie
uczysz się systematycznie.
– Zdaje ci się – zaśmiał się Baruch. – Każdego dnia chcę zacząć z innej
beczki. Co powiesz na przykład na to, jeśli wstawię sobie tu pianino i zacznę
się uczyć grać, co? No, dlaczego stoisz w palcie? – Sam zdjął płaszcz, niedbale
rzucił go na łóżko i stanął przed Jankewem w dopasowanym garniturze uszytym
według niemieckiej mody. Kiedy zdjął z głowy kapelusz, dwa długie pejsy opadły
mu, dyndając, na ramiona. – Gapisz się na mnie, co? – zapytał, pociągając za
pejsy. – Ty zrobiłeś to gruntowniej. Może dlatego, że nie masz tylu zobowiązań
co ja. Jesteś tu obcy. Ja, kiedy jadę do mojego ojca, wbijam się jeszcze w moje
chasydzkie ubranie. Po pierwsze nie chcę przysparzać mu cierpień, bo i tak
nie brakuje mu trosk. Po drugie nie mam najmniejszej ochoty rezygnować ze
spuścizny.
– O jakiej spuściźnie mówisz? – zapytał Jankew, nie rozumiejąc.
– Co to znaczy, o jakiej? O mojej części spuścizny… Majątek ojca jest jeszcze
coś wart – zmierzył Jankewa wzrokiem i dodał, jak gdyby chciał się usprawiedli-
wić: – Poza tym, czy ubrania, które noszę, muszą świadczyć o tym, co dzieje się
w mojej głowie?
– Wcześniej czy później i tak zrobisz to, co ja – zauważył Jankew.
Baruch pokręcił głową.
– Może tak, może nie. Nie dam złamanego grosza za to, kim będę. W tej
chwili żyję, w tej chwili jestem młody. Moja podstawowa zasada to – jak naj-
mniej komplikacji. Poza tym nie uważam się za ateistę. Jestem nihilistą, żeby
użyć tego modnego słowa. Nie stanowi więc dla mnie różnicy – czy tak, czy siak.
Jestem kameleonem i dopasowuję się do barwy otoczenia. A ty? – zwrócił się
do Jankewa. – Czy stałeś się już zupełnym ateistą?
Jankew zamyślił się.
– Jestem jeszcze bardziej wierzący niż kiedyś. Jednak Bóg we mnie umiera.
Umrzeć nie umarł, tli się jeszcze. To nie znaczy, że czuję się, jak gdybym przestał
być Żydem. Wręcz odwrotnie. Czuję się bardziej zrównoważony, bardziej dojrzały.
W moich własnych oczach posiadam teraz więcej klasy – komicznym gestem wska-
zał ręką na siebie. – To znaczy, że jestem jeszcze bardziej Żydem, nieprawdaż?
Baruch wręczył mu kieliszek, pociągnął go do sofy i usadził się na niej razem
z nim. Jankew poczuł, jak ogarnia go wewnętrzne ciepło. Był gotów rozmawiać
z Baruchem szczerze, bez zacinania się. Stuknął się z nim kieliszkiem i szybko
wlał sobie wódkę do ust. Baruch sięgnął ręką w stronę płaszcza na łóżku, wyjął
z kieszeni papierową torbę, a z niej zatłuszczony papier pełen serdelków.
– Masz, przegryź – wetknął Jankewowi kiełbaskę do ust. Zauważył, że Jankew 205