Page 196 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 196

– Nie mam zadatków na żołnierza – Jankew wzruszył ramionami.
             – Święty Boże skubiących pierze! Już się wycofujesz?
              – A niby z czego? Czy podpisałem z tobą jakiś kontrakt?
              Wowa zauważył, że Lejb patrzy na niego surowym wzrokiem i po chwili mil-
           czenia dodał łagodnym głosem:
             – Flej chapn un di rewolucje machn tut men ojf der gich .
                                                            26
              – Najpierw muszę odczekać, aż ustanie rewolucja w mojej głowie – zauważył
           Jankew.
              – Rewolucją w głowie nie wolno się zbyt długo zajmować, bo można skończyć
           jak Hamlet i tracić czas na przeżuwanie zimnego czulentu.
              – Nie spieszy mi się, żeby zgodzić się na przelew krwi – odciął się Jankew.
              – A znalazłeś inne wyjście, mój ty świętoszku?
              – O to przecież chodzi… że szukam… – Jankew nie poczuł się obrażony.
              Wowa mieszkał ze swoją „towarzyszką z organizacji”, pończoszniczką, we
           własnym pokoju niedaleko warsztatu. W szabas rano, kiedy Jankew jeszcze na
           wpół przebudzony leżał na sienniku, Wowa stanął przed nim w czystej czarnej
           rubaszce i w porządnie wyprasowanych spodniach.
              – Dobrego powstania z łóżka, mój ty wrogu ludu! – zawołał. – Racz no pod-
           nieść swój leniwy, reakcyjny tyłek i chodźmy się trochę przejść. Raz-dwa!
              Spacerowali po Bałutach i przed ich oczami roztaczał się obraz nędzy i rozkła-
           du. Jankew zdawał sobie sprawę, że Wowa zamierzał go tym spacerem przekonać,
           że rewolucji nie można odkładać, że sznur zaciska się już na szyjach i sytuacja
           jest krytyczna. Wowa był prawdziwym bałuciarzem. Jego rodzina mieszkała na
           Bałutach od pokoleń. Znał tu każdy dom, każde cuchnące podwórko, każdy kąt
           w okolicy i całe morze ludzi, którzy tu mieszkali. Opowiadał o ich życiu, które
           trudno było nazwać życiem, o losach, które wołały o pomstę do nieba.
              – Twój Rebojne szel Ojlem – odezwał się Wowa, nawiązując do ich ostatniej
           rozmowy – jest niby takim piewcą pokoju, co? A przecież napisane jest czarno na
           białym o wojnach, które prowadził. A kiedy prowadzi wojny, to nie robi tego w bia-
           łych rękawiczkach, prawda? – Chcesz nas porównywać do niego? – uśmiechnął
           się Jankew. – On ma przed sobą cały obraz… Widzi wszystko… A człowiek widzi
           tylko to, co dzieje się tuż przed jego nosem, a nawet i to niewyraźnie.
              – Ale za to człowiek dobrze czuje, kiedy go boli, tak? Weź choćby na przykład
           takiego Hersza Lekerta . Był zwykłym szewcem, spokojnym człowiekiem, który
                              27


           26   (jid.) Łapać pchły i robić rewolucję trzeba szybko.
           27   Hersz Lekert (1880–1902) był żydowskim socjalistą, bundowcem. W 1902 roku, gdy guberna-
             tor Wilna Victor von Wahl kazał aresztować polskich i żydowskich robotników uczestniczących
             w pochodzie Pierwszego Maja, strzelił do niego, ale tylko go zranił. Został natychmiast areszto-
             wany i skazany na śmierć. Lekert stał się ludowym bohaterem wielu tekstów literackich, głównie
    196      w jidysz.
   191   192   193   194   195   196   197   198   199   200   201