Page 194 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 194

Więc i on, rozumiesz, moje oczko w głowie, chce zostać takim ladaco. Bez prze-
           rwy zawraca mi tym głowę!
              – A Szlojme? – zapytał Jankew.
              – Moje drugie oczko w głowie? – reb Fajwel zaśmiał się gorzko. – Z niego też
           ladaco, nie martw się. Jak Rebojne szel Ojlem zsyła człowiekowi szczęście, to
           podwójne. Z nim, widzisz, jest dokładnie odwrotnie. Nowe czasy ciskają jednego
           w jeden kąt, a drugiego w przeciwny. Bo gdyby cisnęły ich w ten sam, to by się
           świat, rozumiesz, przewrócił. Szlojme, ten mój kawaler, znowu zaczął ślęczeć
           nad księgami i wszystko może stanąć na głowie, a on nawet nie zauważy. Czy
           myśli o majątku, o młynie, o interesie, o schedzie, na które jego ojciec przez całe
           życie harował? Gdzie tam! Zasmarkanym rabinem chce zostać i co mu zrobisz?
           Powiesz, że sam sobie jestem winien, bo wysłałem ich z domu? Nie, brachu, czego
           bym nie zrobił, pomogłoby mi to jak umarłemu bańki. Kiedy ma się dwóch takich
           następców, z których jeden boi się najlżejszego podmuchu wiatru, a drugi sam
           wypatruje zawieruchy, każdy z nich znajdzie w końcu, czego szuka – westchnął
           ciężko i położył dłoń na ramieniu Jankewa. – Jankewie, ty wiesz przecież, o jakiej
           przyszłości dla nich marzyłem… No, ale jak to mówią ludzie? Kreplech in cholem
           zenen niszt kejn kreplech nor cholem .
                                          24
              W drodze powrotnej do domu Jankew myślał o reb Fajwelu z mieszaniną
           współczucia i niechęci. Miłość do dzieci i poświęcenie rodziców często były ściśle
           powiązane z miłością własną. Reb Fajwel chciał, żeby jego dzieci urzeczywistniły
           to, co on dla nich wymarzył, a nie swoje własne marzenia. Jankew poczuł, że
           jego wdzięczność wobec Hindy jeszcze bardziej wzrosła.
              Kiedy nocą leżał na sienniku pod oknem, wdychając zapachy kwiatów do-
           chodzące z ogrodu zakonnic, z przepełnionego serca wyszeptał w ciemności:
             – Kocham cię, mamo…
              Hinda usłyszała go.
             – Też cię kocham, mój synu – odpowiedziała.
              Jankew pomyślał, że jego matka wspaniale opanowała tę największą ze
           wszystkich sztuk – sztukę kochania bezwarunkową miłością.
              Jankew wrócił do Łodzi odnowiony. Wprawdzie wciąż jeszcze czuł się zagubio-
           ny, ale wiedział też teraz, że jego dom zawsze będzie dla niego ostoją. Przywiózł
           ze sobą z Bocianów otwartość na ludzi, ciekawość świata, chęć wyjścia poza
           swoje „ja”, pragnienie uczenia się, poznawania. Zaprzyjaźnił się bliżej z Lejbem
           Garbusem, a także z Wową Cederbojmem.
              Wowa Cederbojm, o parę lat starszy od Jankewa, był wysokim, kościstym
           młodym człowiekiem o szerokich ramionach, z wiecznie rozczochraną czupryną
           i bardzo spiczastym nosem, który uwydatniał jeszcze bardziej dwie głębokie
           bruzdy na jego zapadniętych policzkach. Podbródek miał mięsisty, wydatny,


    194    24   (jid.) Pierogi w marzeniach to nie pierogi, tylko marzenie.
   189   190   191   192   193   194   195   196   197   198   199