Page 185 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 185

myślami do niewinnych lat dzieciństwa i równocześnie tym wyraźniej uświadomił
             sobie, że bezpowrotnie przeminęły. Leżał, wsłuchując się w ciszę. Zasypiając,
             przypomniał sobie jeszcze, że gdy jako dziecko bał się ciemności, wskakiwał do
             łóżka matki.
                 Następnego dnia rano wyruszył do młyna odwiedzić reb Fajwla Młynarza.
             Kiedy wędrował pokrytą błotnistym śniegiem szeroką aleją topolową, w jego
             pamięci pojawiały się mroczne wspomnienia i dręczyły jego umysł.
                 Reb Fajwel ucieszył się bardzo na widok Jankewa. Złapał go w ramiona
             i ucałował w oba policzki. Nie miał jednak dla niego zbyt wiele czasu.
                 Interes reb Fajwla rozrósł się bardzo podczas wojny. Pod drzwiami jego „kan-
             toru” zbierali się szmuglerzy z dotkniętych głodem miast ze wszystkich zakątków
             Polski i, ogrzewając ręce przy wielkim kotle na ganku, czekali, aż reb Fajwel zgodzi
             się ich przyjąć i ubić interes. Chłopi oblegali młyn z workami żyta i pszenicy do
             zmielenia. Byli przy tym teraz bardziej niecierpliwi i zuchwalsi niż niegdyś. Reb
             Fajwel biegał więc spocony i zasapany z rozwianymi połami kaftana pomiędzy
             kantorem a młynem i sam nie wiedział, na jakim świecie się znajduje.
                 W międzyczasie zdołał jednak rzucić Jankewowi kilka gorączkowych, gorzkich
             słów:
                – Jak mówi porzekadło, Jankewie? Ale kinder zenen klejnerhejt klug, nor
             der row blajbt bajm kinderszn sejchl . Szlojme rośnie, oby złe oko na nim nie
                                            16
             spoczęło, na talmudycznego geniusza. Pobożny, że ho ho... Ale Abraszka, ten
             łobuz, uważa, że dość się już nastudiował i wszystko wie. Wykrada się z domu
             i włóczy się po ulicach Krakowa. Do tego coś tam sobie ubzdurał i ciągle rzeźbi
             jakieś cacka z drewna. No… – potrząsnął Jankewa za ramiona i popchnął lekko
             w stronę domu – idź teraz do mojej żony. Z przyjemnością cię zobaczy.
                Jankew wszedł do środka przywitać się z Długą Cyrele. Poczęstowała go her-
             batą i konfiturami i wypytywała rzeczowo o Łódź i jej mieszkańców. Po chwili nie
             miał już o czym z nią rozmawiać. Gdy wypił herbatę, odczekał przez grzeczność
             chwilę, po czym poszedł do Fredzi, Amusi Abraszki.
                 Fredzia schwyciła go w swoje ciepłe ramiona, a w jej oczach pojawiły się
             łzy. Nie mogła się nadziwić, że Jankew był teraz taki wysoki i męski, a jed-
             nocześnie tak wychudzony i blady. Rozmawiali chwilę o Abraszce. Fredzia
             usychała z tęsknoty za synkiem gospodarza, chociaż była otoczona swoją wła-
             sną „hałastrą”, która – oby złe oko nie zaszkodziło – rosła jak na drożdżach.
             Potem Amusia zaczęła opowiadać w kółko o tym, co się ostatnio wydarzyło
             – który z parobków się ożenił i z kim, czyja krowa się ocieliła, że Abraszki
             pies, Bobik, zaczął się starzeć i że na Niebieskiej Górze pojawiły się nowe
             psy.



             16   (jid.) Wszystkie dzieci są mądre, tylko kiedy dorastają, rozum większości z nich pozostaje dziecię-
                cym rozumem.                                                      185
   180   181   182   183   184   185   186   187   188   189   190