Page 160 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 160
skrzydełka jej wąskiego, kształtnego nosa. Wilgotne, czerwone usta błyszczały
zmysłowo. Wyglądały, jak gdyby ktoś dopiero co całował je do krwi. Mówiła coś,
lecz nie wiedział co, nie słyszał, co mówi. Jej odkryte piersi, szyja, odsłonięte
przez rozpiętą bluzkę ciało, okryte ciemnymi fałdami spódnicy biodra – krzyczały
do niego tak głośno, że nie był w stanie niczego innego usłyszeć. To Joel krzyczał
do niego poprzez to ciało… I Jankew pragnął mu poprzez nie odpowiedzieć…
Postawił butelkę na stole. Czuł takie dygotanie ciała, że rozstawił szeroko
nogi, żeby się nie przewrócić. Aby ukryć drżenie rąk, wsadził je z nonszalancją
do kieszeni.
– Daj dwa kieliszki… Napijemy się – powiedział, niemal rozkazującym tonem.
Ich spojrzenia spotkały się. „Wiem, po co przyszedłeś…” – zdawał się mó-
wić płomień, który zamigotał w jej oczach. Odwróciła się do okna i zasłoniła je
podartym kilimem, po czym kołysząc biodrami przeszła na drugi koniec pokoju,
gdzie czekało zaścielone górą kolorowych narzut i poduszek łóżko. Opuściła się
na kolana, oparła łokcie na pościeli i splotła dłonie, wznosząc głowę w stronę
wiszącego na ścianie obrazu Matki Boskiej i Jezusa. Na cienkiej półeczce pod
obrazem płonęła świeca. Do uszu Jankewa doszedł jej modlitewny szept i zdawało
mu się, że przyzywa go nim do siebie. Lecz nie tylko jej głos wzywał go do niej.
Wołało do niego również jej ciało, jej biała szyja, przeświecająca spomiędzy pasm
włosów, które opadały do przodu, na pościel, kreśląc na niej znaki zapytania.
Wciąż jeszcze dygocząc, zbliżył się do łóżka i usiadł na podłodze tuż obok
niej, dotykając ramieniem jej ramienia. Poczuł, jak przelewa się na niego ciepło
jej ciała, lecz mimo to zrobiło mu się jeszcze zimniej. Podciągnął nogi, objął je
ramionami i oparł głowę na kolanach.
Kiedy przestała szeptać modlitwy, powiedział cicho:
– Był moim przyjacielem.
Przytaknęła głową.
– Wiem, powiedział mi.
– Tę butelkę wódki kupiłem za pieniądze, które mi dał, kiedy go ostatni raz
widziałem. Przyniosłem ją tu, żebyśmy ją razem wypili. Idź, przynieś dwa kieliszki.
– Joel pił prosto z butelki – zauważyła, wymawiając imię Joela z zupełnie
obcym dla Jankewa, dziwnym akcentem. Chciał, żeby powtórzyła je raz jeszcze
i jeszcze... Pewnie, że Joel pił z butelki. Jak mógł tak szybko o tym zapomnieć…
– Też napijemy się z butelki – powiedział i chciał wstać.
Powstrzymała go, łapiąc za rękę. Chciał, żeby go tak trzymała, mimo to uwolnił
szybko swoją dłoń z jej dłoni, żeby nie poczuła, jak drży.
Uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie.
– Ja nie piję… I nie śpiewam już. Kiedy się pije i śpiewa… wtedy tłumi się
wszystkie wspomnienia… zaciera się je. A tego nie chcę – spojrzała na obraz
Matki Boskiej. – Co noc modlę się do niej i jej syna… I mam jeszcze jedną matkę
z synem w niebie – moją babcię i mojego ojca. Przyprowadzą go do mnie…
160 – Ja… ja… – wyjąkał Jankew. Chciał jej powiedzieć, że po to właśnie przyszedł