Page 165 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 165
Hinda postanowiła wyprawić małą uroczystość w swojej izbie na poddaszu.
Przyniesiono parę ławek z bejt midraszu, a przyjaciółka Hindy, Dziobata Nechla,
wdowa po szamesie reb Lejbie, pomogła jej przygotować poczęstunek dla gości.
Hinda postawiła gorzałkę i pozwoliła zaproszonym chasydom tańczyć cały wieczór
na stole i ławach. W rozwianych kapotach i arbekanfes, z czerwonymi chustkami
w dłoniach, tak zatracili się w tańcu i śpiewie, że zapomnieli, iż znajdują się na
strychu domku, który ledwo stoi. Hinda i Nechla też o tym nie pomyślały i dopiero
Josel Obed podniósł krzyk, że słyszy, jak trzeszczą belki pod podłogą. Odczekano
chwilę, kiedy jednak nie usłyszano nic poza głośnym muczeniem stojącej na dole
krowy Mańki Praczki, chasydzi powrócili z niezmienionym zapałem do tańca.
Dzień wcześniej Hinda przystąpiła do reb Josla z prośbą, żeby jej nie zawstydzał
swoją nieobecnością i przyszedł na tę małą uroczystość. Od tylu już lat przecież
był jej sąsiadem i znali tak dobrze zarówno siebie nawzajem, jak i swoje radości
i zgryzoty.
Poprzedniego dnia bardzo się na Hindę rozzłościł, że nie daje mu spokoju ze
swoimi głupimi prośbami i zawraca głowę przyjęciem. Miałby je uświetnić – a niby
czym? Swoim smutkiem, swoim rozgoryczeniem? Było dla niego jasne jak słońce,
że zaprosiła go z litości. Zniknięcie jego dwojga dzieci: najdroższego Herszla –
jego Kadysza oraz Binele – najmłodszej córki, trafiło go niczym grom z jasnego
36
nieba, jednak nie powaliło z nóg. Nie potrzebował niczyjego współczucia.
Hinda zdołała go jednak przekonać i teraz stał oparty o framugę drzwi, kiwając
się lekko w przód i w tył, jak robił to zwykle stojąc na progu swojego sklepiku.
Znowu zawołał:
– Ostrożnie! Uwaga na podłogę!
Tym razem rzeczywiście dał się słyszeć trzask, podłoga zachwiała się i paru
chasydów spadło z ławki, na której tańczyli. Josel próbował uchronić przed
upadkiem, kogo się dało. Rozmasowywano sobie głowy i boki, a Hinda i Nechla
oczyściły wszystkich poszkodowanych z kurzu. Potem wszyscy usiedli przy stole,
ciasno jeden przy drugim, żeby dla każdego starczyło miejsca. Hinda rozłożyła
biały obrus i razem z Nechlą oraz dwiema córkami podała przygotowane potrawy
i herbatę.
Przy stole rozmawiano o świętych tekstach. Przy jednym końcu stołu Szolem
wdał się w dysputę z rozprawiającymi gośćmi, przy drugim końcu Jankew przy-
słuchiwał się innej zagorzałej talmudycznej dyskusji. Równocześnie nie mógł
oderwać wzroku od Josla Obeda, który siedział przy stole pomiędzy chasydami,
obcy, a jednak znajomy. Josel wyróżniał się spomiędzy innych siedzących swoją
postawną i prostą sylwetką, bujną, żółto-szarą brodą i poważną, surową twarzą.
„Z jego nasienia wykiełkowało jej życie…” – Jankew myślał o Binele patrząc
36 Najstarszy syn nazywany jest tradycyjnie „Kadyszem”, ponieważ spoczywa na nim obowiązek
odmawiania modlitwy Kadysz (Kadisz) po śmierci rodziców. 165