Page 145 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 145

Abraszka zaczął zbliżać się niechętnie, ze spuszczoną głową, kopiąc po drodze
             kamienie. Patrzył spod oka, pełnym wyrzutu wzrokiem.
                – Co tak spuściłeś nochal na kwintę, co? – zawołał Joel.
                – Nie twój interes! – nadął się Abraszka.
                – A właśnie, że mój. No, chodź już tutaj!
                Abraszka podszedł, wysuwając dolną wargę. Kiedy przekroczył próg, podniósł
             gwałtownie głowę i patrząc prosto na Joela powiedział:
                – Myślałem, że jesteś inny niż wszyscy.
                 – Jestem inny niż wszyscy! – powiedział pojednawczo Joel, uśmiechając się
             ukradkiem. Złapał Abraszkę za rękę i przyciągnął do siebie.
                 – A wcale że nie! – zawołał Abraszka, ale jego głos brzmiał już cieplej.
                 Joel posadził go obok siebie na łóżku.
                 – Tak mówisz? – zapytał, łaskocząc chłopca po brzuchu. – A pamiętasz
             jeszcze, jak mam na imię? Mam na imię Joel. I mam na imię Jehoel. To moje
             prawdziwe imię. I wiesz ty chociaż, kim jestem?
                 – Tak, dobrze wiem, kim jesteś! – odpowiedział Abraszka, chichocząc.
                – A właśnie, że nie wiesz! Bo jak mnie tu widzisz, mogę się w mgnieniu oka
             przemienić w anioła i to nie w byle jakiego anioła, tylko w Serafina, bo ja jestem
             anioł Metatron. To, że jestem taki wysoki i gruby i mówię basem, to tylko po to,
             żeby cię zwieść, ponieważ anioły nie lubią, kiedy się je traktuje jak anioły. Ale
             musisz wiedzieć, że jestem największym i najważniejszym aniołem spośród wszyst-
             kich zastępów aniołów. I kiedy kichnę, to grzmi, a kiedy uronię łzę, to wszystko
             zalewa powódź… Dlatego powinieneś mnie szanować i nie dąsać się na mnie.
                 – A co, jeśli będę?
                 – To wtedy doniosę na ciebie samemu Wszechmogącemu, bo tylko ja jeden
             spośród wszystkich aniołów stoję obok Jego tronu i mogę Mu szeptać prosto do
             ucha, co tylko chcę.
                – To gdzie są inne anioły? – zaciekawił się Abraszka.
                – Inne anioły nawet do pięt mi nie dorastają! Są oddzielone od Rebojne szel
             Ojlem zasłoną, żeby nie mogły widzieć światła bijącego z Jego oblicza.
                – To z czego, na ten przykład, zrobiona jest ta zasłona? – pytał Abraszka,
             przyciskając się mocniej do Joela. – Przecież chyba nie z żadnej przędzy czy wełny?
                Joel wpadł już w rytm opowieści:
                – Oczywiście, że nie! Jest zrobiona z takiego rodzaju materiału, że człowiek
             nie jest nawet w stanie tego pojąć – odpowiedział już poważniejszym tonem,
             widząc szczere zaciekawienie Abraszki. – Na tej tkaninie wyszyte jest wszystko
             to, co było i to, co będzie – od początku początków aż do nadejścia Mesjasza…
             do końca wszystkich końców. Wszystkie pokolenia, wszystkie rzeczy, każdy
             najdrobniejszy szczegół – wszystko to jest wplecione w tę zasłonę. I nadejście
             Mesjasza też jest tam przedstawione, mówię ci, jak żywe. A poza tym, jako że ja
             jestem anioł Metatron, zarządzam też niebiańskimi jesziwami i Mesjasz często
             do nich zagląda.                                                     145
   140   141   142   143   144   145   146   147   148   149   150