Page 138 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 138
– Tak… – wybąkał w odpowiedzi Jankew. Jego oczy rozjaśniły się, przy-
bierając ten szczególny wyraz radosnej wdzięczności, który pojawiał się
w nich, gdy patrzył na Joela. Teraz rozumiał go jeszcze bardziej. Joel był mi-
strzem życia – poskramiał je, ale bez użycia siły. Żył chwilą, wysysając z niej
wszystko, co tylko była w stanie mu ofiarować, w niej znajdował przeszłość
i przyszłość. Wieczność była dla niego chwilą obecną. Był uparty i przekorny,
lecz równocześnie rozpoznawał i uznawał granice, do których jego bunt miał
sens. Czym były słowa Joela o drzewach, jeśli nie próbą opisania samego
siebie? „Chciałbym kiedyś osiągnąć twój poziom” – zwrócił się w myślach
do Joela.
– Jak już się to nie raz wcześniej zdarzyło – Joel odezwał się, jak gdyby usły-
szał wewnętrzny głos Jankewa.
– Ale jeszcze bliżsi niż to drzewo tutaj – powiedział gładząc ręką pień – jeste-
ście dla mnie wy obaj. – We krwi krążyło mu już całkiem sporo monopolki i jego
głos brzmiał teraz ochryple. – Tak, staliście się moimi pobratymcami – powiedział
z zakłopotaniem, nie patrząc na nich. Zmrużonym okiem zajrzał do wnętrza
w połowie pustej butelki i zakorkował ją. – Jesteście właściwie dla mnie obcy,
a jednak najbliżsi. Wasze pojawienie się na moim progu wiele dla mnie znaczy
– milczał chwilę, ważąc w ręce butelkę, po czym dodał: – Ale nie będę się was
kurczowo trzymał. Wezmę od was wszystko, co macie mi do zaoferowania, a wy
weźmiecie wszystko, co ja mogę wam dać. Musimy jednak zrobić to zgodnie,
spokojnie, bez wydzierania i szarpania… bez chciwości. Musicie bowiem wie-
dzieć – mówił, patrząc wciąż na butelkę, jak gdyby zwracał się do niej – że jeśli
spotyka was coś dobrego, nie wolno wam zachowywać się zuchwale i żądać od
losu więcej, niż wam daje. Los jest kapryśny i im bardziej będziecie próbowali
coś od niego wyłudzić, tym złośliwsze figle będzie wam płatał. I nawet stawanie
na głowie nie pomoże – można więc sobie to darować.
– Joelu! – zawołał Abraszka, który na swój sposób zrozumiał jego słowa. –
Kiedy dorosnę, zostanę kowalem i przyjadę tu, by z tobą zamieszkać! Zostaniemy
kowalami, prawda, Jankewie? – pociągnął Jankewa za rękaw. – Ty też przyjedziesz
tu ze mną, prawda?
Jankew nie odpowiedział od razu. Spojrzenia Joela i Abraszki spoczęły na
nim: Abraszki – rozgorączkowane, Joela – szukające znanej mu odpowiedzi.
– No, dlaczego mu nie odpowiadasz? – Joel potrząsnął Jankewa za kolano.
– Kim będziesz, kiedy ten koleżka zostanie kowalem jak ja?
– Będę buntownikiem, jak ty – odpowiedział cicho Jankew.
Joel popatrzył na niego z udawaną surowością.
– Jeśli tak jak ja, to powinieneś pamiętać, że tylko żywe ryby mogą płynąć
pod prąd – to po pierwsze. Po drugie – pamiętaj, żebyś nie podążał za fałszy-
wym mesjaszem, ani nawet go nie wyglądał. A fałszywy mesjasz to taki, który
nie pozwala buntować się przeciwko sobie samemu. Po trzecie, powinieneś
138 pamiętać, że niezależnie od tego, czy chcesz być Bar Kochbą, może się zdarzyć,