Page 134 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 134

Abraszka pędził z impetem w ich stronę.
             – Jankewie! – krzyczał z całych sił – weźmy ptaka i jedźmy za nimi, szybko!
             Przypadł do Jankewa i zaczął go ciągnąć za rękaw w stronę kuźni. Wbiegł do
           środka, chwycił swojego „złotego ptaka” i nie mógł się doczekać, żeby Jankew
           wyprowadził na zewnątrz i zaprzągł Susiego do sań. Próbował sam wdrapać się
           na sanie, ale poślizgnął się i Joel złapał go w ostatnim momencie.
             – Joelu, przyjedziemy do ciebie, jak Bóg da, za tydzień! – wykrzyknął rozgo-
           rączkowany, rozsiadając się w saniach. – No właź już, Jankewie! – wołał, tupiąc
           ze zniecierpliwieniem nogami. – Musimy dogonić samochód! – Pomachał Joelowi
           ręką na pożegnanie i odjechali.

                                           2

           Do tej pory Wisła przechodziła z rąk do rąk. Raz byli nad nią Niemcy, a raz Rosja-
           nie. Front zbliżał się szybko do Bocianów i nocami często było słychać odgłosy
           wystrzałów. Tym razem jednak to Niemcy umocnili się na brzegu Wisły.
             Kiedy Abraszka z Jankewem wrócili saniami na Niebieską Górę, zastali reb
           Fajwla, Cyrele i Szlojmego ubranych w futra i czekających na nich na ganku. Reb
           Fajwel złościł się, że przyjechali tak późno, nie miał jednak czasu na to, żeby
           urządzić im z tego powodu prawdziwą scenę. Musiał pojechać do miasteczka,
           żeby sprawdzić, co się tam dzieje. Ulegając usilnym błaganiom i łzom Abraszki
           zgodził się, by chłopiec pojechał razem z nimi.
              Abraszka zobaczył tego dnia jeszcze kilka maszyn jeżdżących bez koni, po-
           nieważ do miasteczka wjechał cały konwój.
              Tej niedzieli Niemcy przeprowadzili rewizje we wszystkich domach w Bo-
           cianach, zabierając mosiężne patelnie, moździerze, kielichy, kilka samowarów
           od bogaczy, parę klamek od drzwi oraz mosiądz z kościelnej wieżyczki. Roz-
           wiązali miejscową milicję i wyznaczyli naczelnika oraz kilku porządkowych,
           przeznaczając na ich siedzibę dom obok „kozy” . Starosta pozostał wprawdzie
                                                  11
           na swoim stanowisku, nie miał już jednak nic do roboty i żadnego wpływu
           na to, co działo się w miasteczku. Za to żydowski „pisarz”, Herr Fajfer, jak
           sam siebie teraz nazywał, czy też „Dyniowa Głowa”, jak nazywał go wciąż cały
           sztetl, pękał z dumy, ponieważ był teraz najważniejszym urzędnikiem w Bo-
           cianach. Wszystkie oficjalne księgi i dokumenty były odtąd sporządzane po
           niemiecku, w związku z czym „pisarz” zaczął sprawować wiele urzędowych
           funkcji.
              Poza tym życie w miasteczku biegło zwykłym torem i szybko zapomniano
           o tych ważnych politycznych zmianach.



           11   Koza – przestarzałe potoczne określenie miejsca, w którym przebywają osoby odbywające karę
    134      pozbawienia wolności, areszt.
   129   130   131   132   133   134   135   136   137   138   139