Page 132 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 132

– Haben Sie überhaupt kein Kupfer? 9
              Joel ponownie wzruszył ramionami:
             – A czort jeden wie...
             Niemcy wyszli na zewnątrz. Abraszka z Jankewem podążali kilka kroków za
           Joelem, otulając się szczelniej swoimi kufajkami. Joel, w samej koszuli, szedł za
           żołnierzami, którzy zaczęli się teraz kręcić po podwórku. Jeden z nich wszedł do
           chaty Joela i po chwili wyskoczył z niej ściskając jedną dłonią w rękawiczce nos,
           a w drugiej trzymając mosiężny kielich na wino.
              – Sie sollen doch keine Lügen sagen!  – zawołał triumfalnie, unosząc w górę
                                            10
           kielich. Jego towarzysz kiwnął na niego i obaj wsiedli na konie. Siedząc już na
           koniu, Niemiec wrzucił kielich na stojący za nim wóz i dał furmanowi znak do
           odjazdu. Konie ruszyły, kierując się w stronę Bocianów.
              – No i zobaczyliśmy pierwszych Niemców – powiedział Jankew.
              – Niemców? – zawołał Abraszka. – A ja myślałem, że to Jeźdźcy Zła zstąpili
           z nieba!
              Dziwny hałas dobiegł ich od strony traktu i wszyscy trzej wyszli na drogę zo-
           baczyć, co takiego przesuwa się po niej z takim strasznym łoskotem. Od strony
           Chwostów toczył się drogą tuman śniegu, a po chwili wyłonił się z niego terko-
           czący brzuch czterokołowego tworu, który pędził przed siebie. Z jego wnętrza
           wystawały dwie głowy w hełmach oraz dwie pary szerokich ramion ze szlifami
           na zielonych mundurach.
              – To samochód! Możecie mi wierzyć! – zawołał Jankew. – Patrz, patrz, Abrasz-
           ko! Jedzie sam, bez koni! – Abraszka puścił się biegiem za dziwaczną maszyną.
              Jankew spojrzał na Joela i szybko podszedł do niego.
             – Joelu, powiedziałeś mi wcześniej… – powiedział cicho. – Ja…
              Joel obrócił głowę w stronę Abraszki, szacując odległość, jaka ich od niego
           dzieliła i pociągnął Jankewa w przeciwnym kierunku.
              – Będę mówił krótko – zaczął – pomagałem młodym chłopom, którzy zorga-
           nizowali się, by walczyć o Polskę. Z początku syn dziedzica był ich przywódcą,
           ale potem wyjechał, żeby wstąpić do legionów Piłsudskiego. Było też między
           nimi i paru żydowskich chłopaków. Zdawało mi się, baraniej głowie, że to też
           dobra sprawa dla nas, Żydów. Myślałem, że to niewola sprawiła, że są tacy, jacy
           są, a my, żyjąc na wygnaniu, odpłacamy im wrogością za wrogość. Jesteśmy
           dla nich zarówno przebiegłymi krętaczami, którzy oszukują ich w interesach,
           jak i oślimi głowami, prostakami, którzy nie potrafią twardo stąpać po ziemi.
           Z jednej strony jesteśmy w ich oczach czarnoksiężnikami, którzy w tajemniczy
           sposób powiązani są z Panem Świata, a nawet wyłudziliśmy od Niego świętą Torę,
           z drugiej strony jesteśmy mordercami, którzy zabili ich Boga i zapaskudzili świat


           9    (niem.) Czy w ogóle nie ma pan miedzi?
    132    10   (niem.) Nie powinien pan kłamać!
   127   128   129   130   131   132   133   134   135   136   137