Page 110 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 110

Mojsze poinformował Binele, że ma zamiar się zapisać się do żydowskiej
           milicji.
             – Będziemy strzec rosyjskiego telegrafu na polach – wyjaśnił z goryczą w gło-
           sie. – Pilnując, aby krowa czy pies nie przerwały drutu, będziemy odpowiedzialni
           za losy łódzkiego żydostwa.
              Był w nie najlepszym nastroju. Stracił nie tylko poczucie humoru, ale
           i swój dziecięco-chłopięcy urok. Wyglądał o wiele starzej. Binele starała
           się dodać mu otuchy, a on pełen wdzięczności spoglądał na nią smutnymi
           oczyma.
              – Jesteś moim jedynym światłem… – szepnął i pocałował ją czule.
              – A twój teatr? A twoja Palecijon? – przypomniała mu.
              – Tak, masz rację, bez teatru i bez Palecijon byłoby jeszcze gorzej. Ale z tobą
           chcę się ożenić – odpowiedział.
              Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma.
             – Nie możesz sobie znaleźć kogoś piękniejszego ode mnie? Przecież jesteś
           Piękny Mojsze!
              – A ty jesteś piękna Bina – odpowiedział.
              – Jestem marzepą.
              – Jesteś piękną mazepą o twarzy pełnej piegów, dla których można stracić
           głowę. Wyjdziesz za mnie? Wprawdzie jest wojna, ale we dwoje będzie nam
           łatwiej. Człowiekowi potrzebne jest wsparcie, zwłaszcza w czasie wojny.
              – Chcesz znaleźć we mnie oparcie? – uśmiech na jej ustach zgasł.
              – A ty wesprzesz się na mnie.
              – Nie muszę się na nikim wspierać!
              – Tylko ci się tak wydaje… – nie rozumiał, dlaczego zrobiła się taka zgryźliwa.
           Próbował ją objąć.
              – Sądzisz, że weźmiesz ze mną ślub, potem zrobisz mi dziecko i będzie ci
           łatwiej wykręcić się od wojska… – uwolniła się z jego ramion.
             Znowu zamilkła. Nie chciała tego powiedzieć. Jakiś demon przemawiał
           przez nią takim jątrzącym językiem, który w ogóle nie należał do niej. A kiedy
           ujrzała, że Mojsze blednie, bo krew odpływa mu z twarzy, że przygryza wargi,
           a jego wzrok przesłania się ciemną mgłą, że odwraca od niej głowę i robi krok,
           aby odejść, jakby jakaś strzała nagle przebiła mu serce – rzuciła się ku niemu,
           oplotła ręce wokół jego szyi i pocałowała prosto w usta – na samym środku
           Ogrodu Kolejowego, w pełnym świetle dnia, na oczach tłumów, które stały tutaj
           w grupkach i gorączkowo dyskutowały. Po raz pierwszy w życiu wypowiedziała
           następujące słowa:
             – Wybacz mi… – i dodała: – Tak mi zawróciłeś w głowie, że nie wiem, co mówię.
             Zapomniała, że obiecała sobie nigdy nie wyjść za mąż, wciąż pamiętała o Joj-
           nem – a przecież się zgodziła. Piękny Mojsze kupił jej platynowy pierścionek,
           dał w prezencie jedwabną apaszkę w niebieskie niezapominajki – i oto Binele
    110    była „zaręczona”.
   105   106   107   108   109   110   111   112   113   114   115