Page 108 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 108

rewolucjonistów, oby ich imię zostało zapomniane? Przez nich straciłem rodziców.
              Zobaczyła, jak rozpaliły się w nim gniew i wściekłość, które zwykle widywała
           w jego oczach jedynie w fabryce. Bardzo długo milczał. Dopiero później, wieczo-
           rem, ponownie się zagotował.
              – Idą ręka w rękę ze wszystkimi antysemitami, ze wszystkimi wrogami Izraela.
           Szkoda, że nie było cię tu w tamtych latach, to byś widziała. Najpierw strajkowali
           ze wszystkimi gojami, razem chodzili na… demonstracje. Później goje poszli na
           Bałuty i „huzia na Żyda”. To kto jest zdrajcą, ja czy oni? Zdradzili naród Izraela,
           taka jest prawda! Mścić się na nich to wypełniać dobry uczynek, jakbym mógł,
           to zrobiłbym więcej, przysięgam ci…
              Jeszcze później tego samego wieczoru, kiedy się nieco uspokoił, ponownie
           zaczął namawiać Binele, aby pojechała z nim do Erec Isroel.
              Wzruszyła ramionami
             – Nie chcę…
              – Tam będzie nam dobrze – zapewniał ją. – Zobaczysz, wybudujemy państwo
           żydowskie i będziemy żyli pomiędzy swoimi.
              – Kiedy wojna się skończy, tutaj też będzie mi dobrze. Tutaj również jestem
           pośród swoich. A podróż do Izraela musi kosztować majątek.
              Jojne z dumą podrzucił głowę.
             – Nie wiesz, z kim rozmawiasz. Josel Cac to mój wuj.
              Sądziła, że żartuje.
             – Moja przyjaciółka Cypora ma takie przysłowie: Er halt zich in grojsn wi
           Josel Cac .
                   2
              – Powinnaś wiedzieć, że jest wielki. Myślisz, że to byle co jeździć karawanem
           pierwszej klasy?
              – Pewnie się w niego wdałeś? – zaśmiała się.
              – Żebyś wiedziała. Ale on jest dwa razy starszy niż ja i dwa razy grubszy.
              – Ale z pewnością nie ma oczu bardziej diabelskich niż twoje! – zawołała.
              Jojne również się uśmiechnął.
             – Co ty mówisz? Sam Anioł Śmierci się go boi. Widziałaś go ubranego w czarną
           liberię, czarny kapelusz i czarne rękawiczki? Widziałaś, jak pięknie jest rzeźbiony
           jego karawan, lejce posrebrzane, a konie wystrojone? No i co teraz powiesz?
              – A niech to dosięgnie wszystkich moich wrogów, tak powiem.
              Binele patrzyła na Jojnego i wyobrażała go sobie w stroju Josla Caca siedzą-
           cego na koźle karawanu pierwszej klasy – aż przeszedł ją dreszcz. A może Jojne
           faktycznie jest samym diabłem? Przecież w Bocianach wierzono, że diabeł i de-
           mony potrafią się przebierać za ludzi, potrafią żyć jak ludzie. Tak, Binele zawsze
           była ciekawska tych diabłów i demonów. Może dlatego ciagnęło ją do Jojnego.




    108    ²  (jid.) Chełpi się jak Josel Cac.
   103   104   105   106   107   108   109   110   111   112   113