Page 89 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 89

to albo szund , albo autor po prostu robi z siebie głupca, a prosty czytelnik
                         84
             marnuje czas na nic niewarte bzdury.
                Nawet te dzieła literackie, które poważa i którymi wypełnia swoją biblioteczkę
             w skrzynkach po pomarańczach, czyta z niecierpliwością, pobieżnie, przeskakując
             całe rozdziały. Skupia się tylko na kilku ostatnich stronach, gdzie autor wyłusz-
             cza to, co chce przekazać w swoim dziele. Zwykle to Balcia musi wypełniać luki
             fabuły, które powstają w jego głowie na skutek pobieżnej lektury. Robi to, gdy
             mąż siedzi przy krosnach i pracuje, a ona, pochylona nad balią, trze na desce
             do prania dziecięcą bieliznę.
                Prawdziwą strawą duchową Wowy są gazety, pamflety, broszury propagandowe
             i czasopisma teoretyczno-polityczne. Najciekawsza i najbardziej pouczająca na
             świecie powieść nie daje mu takiej przyjemności, jaką mu daje literatura tego
             typu. I chociaż bardzo zachwyca się tym rodzajem słowa pisanego, jest ono
             mniej dla niego istotne niż praktyczne działanie. Jedyne, co według niego liczy
             się w życiu, to ludzkie czyny.
                Dlatego dla Wowy wszyscy ludzie ducha nie są niczym więcej niż batlani
                                                                              85
             i próżniacy, nawet jeśli mowa o jego partyjnych kolegach. W ich towarzystwie nie
             czuje się najlepiej. Nie wie zbyt dobrze, na czym polega ich rola i jak się mierzy ich
             znaczenie. On sam nie został pobłogosławiony zdolnością snucia abstrakcyjnych
             spekulacji, wznoszenia się wyobraźnią do odważnych duchowych lotów – stąd
             jego pogarda dla tego rodzaju ludzi. Samego siebie postrzega jako stojącego na
             skraju otchłani, gdzie toczy się „prawdziwe życie” wsparte o to, co praktyczne
             i twórcze, codzienne i zakorzenione w rzeczywistości, niemal tragiczne i try-
             wialne. Podczas gdy ci, którzy znajdują się po drugiej stronie otchłani, są wedle
             niego rozpieszczonymi pięknoduchami, zacofanymi w swoim człowieczeństwie.
             A mimo to ze stosunku Wowy do takich osób można wyczytać jego świado-
             mość, iż jemu samemu brakuje czegoś istotnego, ważnego. Najlepszym tego
             dowodem jest jego nastawienie do Jankewa.
                Jego również określa mianem pięknoducha, jednak niemal się go nie
             obawia. Kiedy Jankew wdaje się w rozmowę o rozmaitych „wysokich” kwe-
             stiach, Wowa przysłuchuje mu się z krzywym uśmieszkiem jak dziecko, które
             słucha fantastycznych opowieści, wierząc w nie i nie wierząc zarazem. Jan-
             kew, więcej niż jakikolwiek inny pięknoduch, pokazuje Wowie swoje słabo-
             ści. I jedynie dzięki niemu Wowa widzi siebie w postaci uskrzydlonego Żyda
             na obrazie Chagalla, który płynie po niebiosach tęsknoty, podczas gdy sam
             sądzi, że kroczy twardo po ziemi.



             84   Szund (jid.) – dosł. odpadki, tandeta, szmira; także: literatura brukowa schlebiającą najprostszym
                gustom czytelników, skierowana do najniższych warstw społecznych.
             85   Batlan (jid.) – tytuł honorowy nadawany pierwotnie ludziom, którzy rezygnowali z pracy zawodowej,
                by poświęcić się pracy na rzecz społeczeństwa, z czasem stał się synonimem lenia i próżniaka.  87
   84   85   86   87   88   89   90   91   92   93   94