Page 771 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 771

się, jakbym wpadła w pułapkę. Czuję się wyjałowiona. Ledwo obudzi się we mnie
             nadzieja – zaraz usycha.
                Marek uważa, że ośmieszam się swoimi przemowami. Być może ma rację.
             Lecz nie potrafię trzymać buzi na kłódkę, Bóg raczy wiedzieć dlaczego. Znów
             opadają mnie niewesołe myśli. Jeżeli sami Żydzi tak mało się nauczyli, to jak
             można oczekiwać, żeby świat czegoś się nauczył? W co pozostaje wierzyć, cze-
             go szukać, by uchwycić się tego całym jestestwem – skoro ludzka zdolność do
             zmiany jest tak nikła? Czy życie dla samego życia wystarczy? Moja kariera jako
             aktywistki politycznej zakończyła się, Abraszo, zanim jeszcze się rozpoczęła.
             Jest coś, co sprawia, że się nie nadaję. Może ja, jak sądzi Marek, w ogóle się
             nie zmieniłam i dalej jestem naiwna? Nie wiem, jak odnaleźć drogę. Nie wiem,
             jak truciznę moich oczekiwań zamienić w miód. Wszystko, czego chciałam,
             to: w określony sposób dotknąć dusz ludzi, z którymi mam styczność w moim
             ograniczonym światku. Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić. Oj, Abraszo, uchodzę
             za kogoś w rodzaju żydowskiej Szeherezady dwudziestego wieku, która usiłuje
             okupić swoje prawo do życia. To fałsz.

                Jak zwykle Abrasza mało co pisał o sobie. Lecz tym razem dał jej znać, że
             stan jego się poprawił. Pielęgniarka, która za niego pisała listy, wspomnia-
             ła, że jakiś wielki specjalista badał Abraszę i wyrażał się z nadzieją o jego
             wyzdrowieniu.
                Szwedzka pielęgniarka pisała w pierwszej osobie w imieniu Abraszy. Posłu-
             giwała się taką klasyczną angielszczyzną, że Miriam musiała często posiłko-
             wać się słownikiem. Była jej bardzo wdzięczna za napawające otuchą słowa.
             W przeciwieństwie do poprzednich pielęgniarek Abraszy, ta wprost podbiła jej
             serce. Dopiski szwedzkiej pielęgniarki były dłuższe niż same listy. I objaśniały
             psychologiczne znaczenie listów Miriam dla Abraszy; jaki wpływ mogą one mieć
             na szybki powrót Abraszy do zdrowia i ogólnie o pokrzepiającej roli, jaką jego
             przywiązanie do Miriam odgrywa w jego stanie psychicznym. W rzeczy samej,
             Miriam jest jedyną bliską osobą, jaką ma na świecie. Takie sentymentalne słowa
             szargały nieco nerwy Miriam. Uważała je za zbędne i sztuczne. Lecz mówiła:
             gam zu le-tojwe 539 .
                Przeczytała te listy Markowi, kiedy poszli do lasu na spacer. Las,
             z jesienną czerwienią, żółcią i złotem liści, emanował ciepłym, smutnym
             pięknem. Spacerowali po ścieżkach, którymi zwykła była spacerować z Ja-
             mesem, lecz w przeciwnym kierunku, tam, gdzie drzewa stały gęściej obok
             siebie. Gałęzie były ciasno splecione i razem z krzakami tworzyły rodzaj
             dżunglowatego gęstowia.





             539   (hebr./jid.) I to wyjdzie na dobre.                            769
   766   767   768   769   770   771   772   773   774   775   776