Page 768 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 768
ostrzegała go, że nie dostanie nic do jedzenia, podejmował należyte kroki, żeby
zsunąć się z pryczy.
Szwendał się po pokoiku, trącając stół i ławki albo swoje współlokatorki
i burcząc pod nosem, myślał na głos. Robił komiczne wymachy długimi rękami
i nogami, i gapiąc się na siebie w małym lusterku, które wisiało na ścianie, po-
kazywał język. W końcu zaczynał guzdrać się przy misce, mył się i golił. Z namy-
dloną w połowie twarzą, trzymając ręcznik w ręce, zbliżał się do stołu, otwierał
książkę do chemii, którą kupił sobie w Hanowerze, w drodze tutaj, i z jedną nogą
na ławce zagłębiał się w lekturze na dłuższą chwilę. Następnie pokazywał Malce
jakiś interesujący akapit. Krzyk ze strony Malki zmuszał go w końcu do wzięcia
na poważnie ogólnego niezadowolenia z niego. Z trzaskiem zamykał książkę i,
z ręcznikiem w ręce, zaczynał chodzić wokół stołu, pochłonięty poranną medy-
tacją na głos.
Z powodu Marka w pokoju był ciągły bałagan. I to wytrącało Malkę z równowagi.
Balcia wciąż się trzymała swojego przesadnego porządku. Nadmiernie lubiący
porządek Niemcy nie zmienili jej działań i teorii na tym polu. „Ręce mordercy –
mówiła – są umazane krwią, czy je myje, czy nie”.
Fragmenty garderoby Marka walały się we wszystkich kątach i odnajdy-
wały się tam, gdzie najmniej się tego spodziewano. To samo było z gazetami,
jakie ciągle przysyłał James, albo tymi wypożyczanymi przez Malkę z komite-
tu obozowego, i z książkami, które Marek jeździł szabrować w mieście Celle
lub w Hanowerze 535 .
Rozglądał się leniwie i pytał: „Gdzie jest mój podkoszulek?”. Szukał go, jak-
by prosząc Boga, żeby go nie znaleźć. Balcia łapała go za ucho i zaciągała do
tego podkoszulka. Wciągał go na siebie i pytał: „Gdzie są moje buty? Widział
ktoś moją skarpetkę? Czy ktoś widział mój scyzoryk, który pewnie wypadł
mi z kieszeni?”.
„Gdybyś wiedział, gdzie masz swoją głowę – mówiła mu Balcia – oszczędziłbyś
sobie szukania innych rzeczy”. Nazywała go Profesor Gdzie-Ja-Podziałem. Było
jednak jasne, że go lubi. W jakiś sposób, swoją niedbałością, bardzo przypominał
jej Wowę.
Marek w końcu siadał przy stole razem ze wszystkimi trzema kobietami
i pochłaniał śniadanie, które zgodnie z porą dnia było jego obiadem. W czasie
jedzenia zabawiał je swoją błazeńską paplaniną, którą sprawiał, że omal nie
dławiły się jedzeniem, śmiejąc się do łez. To były najbardziej radosne chwile dnia.
Marek coraz częściej wdawał się w naukowe rozmowy z Malką. Zmuszał ją,
by usiadła koło niego przy stole i, z ołówkiem w ręce, tłumaczył jej rozmaite for-
muły matematyczne. Słuchała go uważnie, czerpiąc wielką przyjemność z tego,
766 535 Z Belsen do Celle jest 25 km, do Hanoweru – 65 km.