Page 76 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 76

na kamizelkę, odkrywa imponujące jabłko Adama na jego szyi i kawałek owło-
           sionej klatki piersiowej. – Towarzysze, zachowujcie się jak ludzie, nie jak świnie!
           Dajcie przejść! – Długimi ramionami Wowa wiosłuje przez tłum, robiąc drogę
           dla młodej pary.
             Na honorowym miejscu przy stole stoją dwa stare fotele, przygotowane dla
           nowożeńców. Obleczono je wyblakłym, niegdyś wiśniowym materiałem broka-
           towym, zdobnym w liczne frędzle. Na prawo od nich stoi Anton Cimerman wraz
           z żoną. Wśród mężczyzn tylko on – poza narzeczonym – ma na sobie garnitur
           i krawat, a wśród kobiet tylko ona – poza panną młodą – jest w kapeluszu. Do-
           strzegłszy zbliżającą się młodą parę, Anton Cimerman pochyla się do przodu.
           Ujmuje dłoń Binele i trzyma ją w swoich rękach wyraźnie zbyt długo, aż w końcu
           składa pocałunek na samych czubkach jej spracowanych palców o krótko ob-
           ciętych, czystych paznokciach.
             – Towarzyszu Cimerman, czy pan zaanektował narzeczoną? Jestem przeciw
           aneksji! – wykrzykuje jakiś okularnik o bladej twarzy i czuprynie niczym lwia
           grzywa, spoglądając przenikliwym, mądrym wzrokiem: to Lejb Garbus, mistrz
           Jankewa zarówno w fachu tkackim, jak i w kwestii bundyzmu. Przepycha się ku
           młodej parze, całuje oboje, ujmuje ich za ramiona i chce posadzić w czekających
           fotelach. Ale Wowa nie pozwala młodym usiąść. Prowadzi ich po całym pokoju,
           od jednego gościa do drugiego, aby każdemu dać możliwość złożenia im życzeń
           i szepnięcia kilku ciepłych słów.
             Na końcu Wowa zwraca się do grupy młodych ludzi stojących w pobliżu wyj-
           ścia do przedpokoju, mówiąc:
             – Chłopcy, no to przynieście baldachim! – Chłopaki znikają w przedpokoju,
           a po chwili nad głowami zebranych pojawia się rozpostarty czerwony sztandar
           Frakcji Młodych Związku Tkaczy, przyczepiony do czterech kijków od szczotek.
           Wowa przekrzykuje hałas i oklaski: – Towarzysze, podkreślam, że to nie jest
           chupa, to jest baldachim! 79
             – Bald ahin un bald aher – raz tu, raz tam! – Tłum faluje radośnie wraz z tymi,
           którzy ten baldachim niosą.
             – Towarzysze, nie pchajcie się tak! – Balcia pomaga Wowie kierować tłumem,
           niosąc na rękach przerażonego synka Gabiego.
             Kobieta ma na sobie szeroką sukienkę z kretonu, która za dnia schła na
           sznurku pod sufitem. Sam sznurek wciąż tam wisi, a na nim kilka pieluszek, które
           głaszczą głowy wysokich mężczyzn. Teraz pieluszki wyglądają jak chorągiewki
           powieszone niczym weselne dekoracje. Również Balcia ma coś w rodzaju białej
           chorągiewki na swoim ciążowym brzuchu: to biały fartuch. Jej szatynowe włosy,



           79   W ten sposób podkreśla, że ślub nie ma charakteru religijnego i nie odbywa się pod chupą, która
             – zgodnie z tradycją żydowską – była niezbędnym elementem uroczystości związanych z zawar-
     74      ciem związku małżeńskiego.
   71   72   73   74   75   76   77   78   79   80   81