Page 80 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 80

się w stronę drzwi, aby obejrzeć tę tajemniczą Cyporę i zobaczyć, co tak błyszczy
           z daleka. Z okolic drzwi dobiegają okrzyki zachwytu i gwizdanie.
             Starsza pani z komitetu kobiecego, wynurzając się z kłębowiska obok drzwi,
           potrząsa podwójnym podbródkiem. „Widać jej całe krzywe nogi. Straszne to i wul-
           garne. Czy ta fanfaronka to nasz człowiek?”. Pozostali goście tłoczą się małymi
           grupkami dookoła Cypory, wymieniając z nią żarty. Dzięki temu dziewczyna od
           początku czuje się swojsko, na luzie.
             Jankew i Binele ponownie stoją obok drzwi, gotowi na rozpoczęcie ceremonii.
           Cypora przepycha się do nich i dobrze przygląda się Jankewowi.
             – Oto on – mocno przejęta Binele uśmiecha się w jej kierunku. – Mój Jankew.
             – Tak, przecież widzę. – Cypora kiwa głową ze znawstwem i, jakby Jankew
           był manekinem, cały czas dokładnie taksuje go z góry na dół.
             – Przyjaciele Binele są moimi przyjaciółmi. – Jankew podaje jej dłoń, gotów
           się z nią wycałować.
             Kobieta jednak odsuwa go od siebie obiema rękami.
             – Uważaj na mój makijaż.
             Wowa daje znak:
             – Towarzysze, zaczynamy od początku! Joselu, gdzie się znowu podziałeś ze
           swoją orkiestrą dętą? Gdzie jest Mojsze Sokrates i jego wiersze, no i gdzie jest
           chór z Dziewiątą Symfonią?
             Wkrótce na trzech krzesełkach wyrasta trzech trębaczy. Układają usta
           w dziubek i dmuchając w swoje trąbki, wydają kilka ogłuszających dźwięków, po
           czym rozpoczynają melodię Dziewiątej Symfonii. Chórzystki zaczynają śpiewać
           Odę do radości.
             – Idźcie! – Wowa popycha do przodu Binele i Jankewa.
             Binele i Jankew przesuwają się w rytm energicznej muzyki Ody do radości,
           chociaż ich powolne i niezdarne kroki jakoś nie mogą się do tej energii dopaso-
           wać. Z każdym krokiem wyobraźnia podsuwa Binele różne parodystyczne obrazy
           z całego życia. Rozwija się ono niczym postrzępiony, krzywy chodniczek, a ona
           kroczy po nim pięknie ubrana i drżąca. Jej serce jest tak pełne, że kiedy dociera
           do baldachimu z chorągwi, pada w objęcia Jankewa. Trąbki grają ponownie.
           Mojsze Sokrates odczytuje poemat ku czci młodej pary. Do Binele i Jankewa
           nie dociera ani słowo z tego utworu, tak bardzo są sobą zajęci. Przytuleni stoją
           pod baldachimem jakby byli sami, z dala od tłumu.
             Chór przestał już śpiewać, zamilkły również trąbki. W panującą ciszę niena-
           turalnie ostro wdziera się rozgwar ulicy. Aż rozlega się głos Antona Cimermana,
           który głośno i uroczyście zwraca się do młodej pary i do zgromadzanych:
             – Nasz ruch, towarzysze, nie zdołał jeszcze stworzyć tradycji obchodów
           różnych ceremonii i obyczajów, takich jak na przykład świętowanie żydowskie-
           go ślubu na świecki sposób. Ale tradycja taka powstanie, jeśli będziemy takie
           uroczystości świętować jutro i pojutrze – jak czynimy to dzisiaj. Tak, towarzysze,
     78    związek dwojga ludzi, którzy się kochają, to największa i najwspanialsza sprawa…
   75   76   77   78   79   80   81   82   83   84   85