Page 75 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 75
i świątecznym nastrojem, wraz z pragnieniem, by tak trwać w jego objęciach na
zawsze. Jest na siebie zła za to, że pozwoliła, by miód jego oczu, miód na jego
ustach przyciągnął ją, spowodował, że zapragnęła, by pochłonął ją całą.
Gniew powoli w niej opada, jakby Jankew starł go jedną ręką. Nie widziała go
cały dzień. Tyle pustych godzin minęło bez niego. Jej myśli kruszą się, zagłusza
je niepokój odczuwany w ciele. Cóż jest teraz ważniejszego, kiedy on tak mocno
przyciska usta do jej warg? Jego ręce zaciskają się na pasmach jej wilgotnych
włosów. Pozwala mu wyjąć ręcznik ze swoich dłoni i zsunąć z ciała. Jankew jest
jej, a ona należy do niego.
Później, w rozpalonej ciszy, Binele słyszy jego pytanie:
– Czy coś dzisiaj jadłaś, Binele?
– Niczego nie miałam w ustach, ty zły chłopcze! – Dziewczyna śmieje się,
wzdychając, a przy tym szczypie go w rękę, głaszcze i pieści.
Spóźniają się na własny ślub.
*
W zatłoczonym domu Cederbojmów ludzie stoją dookoła rozmaitej wielkości
stołów, ustawionych w długim rzędzie od wejścia aż do wyjścia. Przykryto je
szaropopielatymi, mocno wykrochmalonymi, połatanymi obrusami. Otaczają je
stołki, stołeczki i wszelakiego rodzaju skrzynki, które skrzypią i trzeszczą. Na
nich i obok nich – młode kobiety w długich spódnicach i zapiętych aż po szyję
bluzkach o bufiastych rękawach głośno plotkują, śmieją się i zwierzają z rozma-
itych tajemnic. Otacza je młodzież męska wystrojona w kamizelki czy rosyjskie
rubaszki z paskiem. Pozostali panowie stoją wsparci na krosnach czy pełnych
książek skrzynkach po pomarańczach i, aby nie marnować czasu, dyskutują na
tematy polityczne.
Binele i Jankew wchodzą tylnymi drzwiami – a wówczas wszyscy zaczynają
klaskać i śpiewać. „Oj, chozn-kale, mazl tow! Wszystkiego najlepszego dla na-
rzeczonych!”.
Ludzie podchodzą do młodych ze wszystkich stron, całują ich i obejmują,
potrząsają rękami, szczypią w policzki i wpychają im paczki i paczuszki: prezenty.
Zaraz jednak Balcia swoim dużym brzuchem toruje sobie do nich drogę. Niczym
matka panny młodej odpycha tłum od zmieszanej pary i uwalnia ich dłonie od
prezentów, które każe położyć na krosnach.
Wysoka sylwetka Wowy góruje ponad głowami wszystkich.
– Zróbcie przejście, zróbcie przejście! – mężczyzna grzmi donośnym głosem
i przepycha się w kierunku Binele i Jankewa, by wciągnąć ich głębiej do środka
pokoju. Jest gładko ogolony. Z jego bujnej ciemnoblond czupryny, posmarowa-
nej brylantyną, sterczą tylko pojedyncze pasma. Ma na sobie jedną z koszul,
które wcześnie schły na sznurku. Rozpięty kołnierzyk, wyłożony à la Słowacki 73