Page 744 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 744

Ostatnie trzydzieści kilometrów do Frankfurtu trudniej było pokonać niż całą
           drogę aż do tego miejsca. Większą część trasy musiały odbyć pieszo. Lecz gdy
           tylko przybyły do celu, poczuły się jak w domu. W biurze UNRRY, dokąd udały
           się czytać spisy ocalałych, spotkały wielu byłych kacetników, Żydów i Polaków.
           Tu pokoje z wywieszonymi listami były tak samo napakowane jak gdzie indziej,
           a listy wyglądały łudząco podobnie. Kolumny nazwisk; kolumny, gdzie brak było
           nazwisk, których one dwie szukały. Czytanie tych spisów stawało się coraz bar-
           dziej przytłaczające. Trzeba było długiego spaceru wokół budynku, żeby odzyskać
           wewnętrzną równowagę.
             Jadły w stołówce razem z dwoma młodymi dipisami z Mauthausen. Okazało
           się, że znają Mendla Sznajdera z obozu. Weszły z nimi w komitywę. Ci młodzi
           ludzie dopiero co przybyli z Monachium i byli w drodze do Bergen-Belsen. Mal-
           ka podała przez nich długi list do Balci. Dziewczęta spędziły cały dzień z tymi
           młodymi ludźmi i z wielkim tłumem kacetników. Przespały noc w opustoszałej
           ruinie, dawnym budynku szkoły. Światła nie było. Podłoga była zapaskudzona,
           a myszy czy szczury przez całą noc ciężko pracowały, żeby przegryźć belki.
           Leżeć na twardej podłodze nie było szczególnie wygodnie, lecz nikogo to nie
           obchodziło. Wszyscy zasmakowali już gorszych posłań. I czyż nie byli gotowi
           przyjąć wszystko na świecie, byle tylko zyskać ślad nadziei, że ich poniewierka
           nie jest daremna?

                                           *

             Do Birnau i do szpitala Abraszy nie było już daleko. Pytanie tylko, jak tam
           dotrzeć z Frankfurtu? Wydostanie się z tego miasta też nie było rzeczą łatwą.
           Nie udało się Miriam i Malce zatrzymać żadnego trucka, a pociąg towarowy, do
           jakiego wsiadły, jechał do Monachium. W dodatku poruszał się w ślimaczym
           tempie. Po przejechaniu całego dnia było się zaledwie kilka stacji od punktu
           wyjściowego. Jakiś pracownik kolei, który zamienił kilka słów z Malką na peronie,
           gdzie pociąg się zatrzymał, był ostatecznie tym, który sprawił, że spełniło się
           to, co niemożliwe. Nie był z niego żaden krasawiec , lecz posiadał w sobie coś
                                                    507
           pociągającego i intrygującego. Niewątpliwie miał dobre oko do płci pięknej, na-
           wet jeśli jej przedstawicielki odziane były w kostiumy z unrowskich koców. Jasne
           było, że Malka znalazła przychylność w jego oczach. Z początku obie dziewczyny
           brały go za Niemca i Malka odmówiła odpowiedzenia po przyjacielsku na jego
           życzliwe gesty. Lecz w toku pogawędki na tematy ogólne okazało się, że rozumie
           po polsku. Jego dziadek był Polakiem, a on sam urodził się w Würzburgu.
             Kiedy dowiedział się o celu wyprawy dwóch dipisek, ku ich zdziwieniu, zaofe-
           rował się z pomocą i wgramolił się do ich wagonu towarowego. Powiedział im, że


    742    507   Krasawiec (ros.) – piękny/przystojny mężczyzna.
   739   740   741   742   743   744   745   746   747   748   749