Page 749 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 749

w oddech chłopaka u jej boku. Było bardzo niewygodnie, a ona bała się ruszyć.
             Wiedziała, że on też nie śpi.
                Długi czas tak leżeli, aż Miriam poczuła rękę chłopaka przesuwającą się po
             jej ramieniu. Minęło kilka minut i jego palce dotknęły jej szyi. Czuła się, jakby zo-
             stała zaatakowana przez żabę lub przez jadowitego węża. Mało co nie krzyknęła.
             Wtulił się bliżej do niej i pozwolił, by to trzęsienie pojazdu wręcz go wyrzuciło na
             nią. Jego palce gmerały przy guzikach jej żakietu. Leżała jak skamieniała. Jego
             ręka zrobiła się aktywniejsza.
                Postanowiła: teraz albo nigdy. Zebrała się na odwagę, uniosła rękę i z naj-
             większą delikatnością położyła swoją dłoń na nerwowych palcach chłopca.
             Następnie ścisnęła powoli jego rękę w swojej pięści i odsunęła ją od sie-
             bie silnym ruchem. Miała nadzieję, że on nie będzie mieć śmiałości jeszcze
             raz ją tknąć. Myliła się. Jego ręka znów była na jej szyi. Niewiele myśląc,
             złapała ją i ugryzła go w palec. Zasyczał, lecz nie odezwał się ani słowem.
             Wciąż leżał koło niej, z głową wspartą na jej ramieniu, i ssał zraniony palec.
             W ten sposób usnęli.
                Rankiem okazało się, że truck się nie porusza, tylko stoi na poboczu drogi
             w otwartym polu. Poranek był słoneczny i jasny, lecz czarne chmury zbierały
             się na horyzoncie. Przez szybkę ciężarówki szajgec dojrzał szofera, z twarzą
             nakrytą wojskową czapką, chrapiącego smacznie, wyciągniętego na całą dłu-
             gość na przednim siedzeniu. Chłopcy zeskoczyli z trucka, Miriam i Malka z nimi.
             Rozmemłani, rozchełstani, ziewając, prostowali kości i zamglonym wzrokiem
             przyglądali się dwóm Żydóweczkom.
                –  Patrz,  co  mi  zrobiłaś.  –  Nieśmiały  chłopak  z  pryszczami poka-
             zał Miriam ugryziony palec. Wzruszyła ramionami i odwróciła się od nie-
             go. Chłopcy rozciągnęli koce na trawie i zlegli na nich, żeby złapać trochę
             snu. Miriam i Malce ani było w głowie brać z nich przykład. Nie miały tak-
             że zamiaru czekać, aż szofer się obudzi i zechce znów wziąć kierownicę
             w swoje ręce.

                Wymaszerowały na szosę dokładnie w momencie, kiedy sześciu świeżych
             amerykańskich G.I. 516 , którzy prawdopodobnie dopiero co zjedli swoje amerykań-
             skie śniadanie, zbliżało się w jeepie. Zatrzymali się przed Miriam i Malką, które
             machały do nich rękami. Powiedzieli im, że – z największą rozkoszą – mają miej-
             sce dla nich, lecz tylko na swoich kolanach. To nie było najbardziej odpowiednie
             miejsce do siedzenia dla dwóch cnotliwych cór narodu żydowskiego. Lecz był to
             jedyny sposób, żeby się zabrać. Po krótkiej naradzie między sobą Miriam i Malka
             postanowiły przyjąć zaproszenie i zająć wskazane miejsca do siedzenia. Usado-
             wiły się wygodnie, na ile to było możliwe, na spiczastych żołnierskich kolanach.



             516    G.I. (ang.) – skrót oznaczający potoczne określenie żołnierza amerykańskiego.  747
   744   745   746   747   748   749   750   751   752   753   754